Jednocześnie spadek miał miejsce po wcześniejszym zbliżaniu się do okolic szczytu z marca. Ostatecznie do ataku na poziom oporu nie doszło, a słabnący rynek akcji można odczytać jako skutek słabości kupujących. Popyt jednak wcale nie jest taki słaby, co pokazały wczoraj banki. Sektor po raz kolejny w ostatnim czasie przewodził zwyżkom, a do tego skupił na sobie przeważającą część zaangażowanego na rynku kapitału. Jak więc rozumieć ostatnie wahania? Wydaje się, że kluczową sprawą jest uznanie, iż zmiany cen mają znaczenie jedynie w krótkim terminie. Ograniczenia w horyzoncie średnioterminowym pozostają takie same. Od góry ogranicza nas poziom szczytu z marca, a od dołu dołek z ubiegłego tygodnia. A w terminie krótkim? Skala oddalenia od szczytu jest za mała i wcale nie przesądza, że rynek jeszcze nie spróbuje zwyżki. Warto zauważyć, że wczoraj pojawiła się kolejna porcja pocieszających danych z Niemiec. Zatem powodów do poprawy nastrojów nie brakuje. Z technicznego punktu widzenia rynki akcji mają się nieźle, ale indeksy zachodnie mają do odrobienia zaległość, jaką jest powrót do przełamanych linii. To będzie nad nimi wisieć. Nie przesądza to jednak spadków, ale ogranicza potencjał zwyżki. Nie jest wykluczone, że rynek zdobędzie się jeszcze na kolejną falkę wzrostu cen.