Gdy w eurolandzie wyceny wspinały się na nowe szczyty, reszta rynków utrzymywała stabilne wyceny. W tej grupie resztowej był naturalnie rynek warszawski. Ceny kontraktów wyznaczyły rozpiętość, która przez większość dnia ledwie przekraczała 10 pkt. Wpływ na wartość indeksu miało umacnianie się dolara, gdyż przekładało się na spadek wycen surowców, a tym samym osłabienie wycen spółek surowcowych. Stabilna wartość indeksu, a więc i kontraktów, przekładała się na przedłużenie czasu oczekiwania na pojawienie się wyjścia poza obszar zmian z ubiegłego tygodnia.

Przypomnę, że zakres zmian z pięciu sesji sprzed weekendu wyznacza nam obecnie przestrzeń wahań bez znaczenia. Gdyby jednak doszło do wyjścia poza ten obszar, zmiany cen nabrałyby znaczenia. Utrzymywanie się rynku blisko dolnego ograniczenia tego przedziału podtrzymywało nadzieję niedźwiedzi na pojawienie się sygnału wyjścia dołem. Taki sygnał można odczytywać jako potwierdzenie aktualnie obowiązującego nastawienia negatywnego. W końcowej części sesji do tego doszło. Pojawiły się nowe minima dnia i ceny kontraktów znalazły się pod dołkiem z ubiegłego tygodnia. Można mieć wątpliwości co do jakości sygnału, ale faktem jest, że ponownie to podaż była aktywna. Popyt przekonałby do siebie, gdyby pokonany został ubiegłotygodniowy szczyt, ale obecnie jesteśmy po przeciwnej stronie.