Kontrakty wyszły nad poziom środowego zamknięcia. Wspomniana wspinaczka robiła dobre wrażenie, ale był tu jeden mankament – niski obrót na rynku akcji. Za wcześnie mówić o tym, że na rynek powrócił popyt, bo byłoby to naciągane. Owszem, odbicie było faktem, ale zakupy wcale nie były aż takie duże. Pytanie, czy muszą być? Oczywiście dobrze by było, gdyby sesja, na której doszło do wyznaczenia minimum spadków, a później nastąpiło odbicie, miała potwierdzenie w wielkości obrotu. Byłby to ładny dzień odwrotu. Obrót jednak okazał się mały, co utrudnia analizę. Naturalnie można taki stan rzeczy tłumaczyć tym, że niski obrót to skutek już niewielkiej podaży i popyt musi być ostrożny, bo inaczej, chcąc dokonać dużych zakupów, musiałby wyraźnie podnieść wyceny. Niemniej to tylko domniemania. Trzymając się tego, co wiemy, wciąż w średnim terminie zakładamy wzrost cen, ale ze świadomością, że dołek graniczny jest coraz bliżej.

Po południu poznaliśmy dane o polskiej sprzedaży detalicznej oraz produkcji przemysłowej. Pierwsza informacja okazała się zgodna z oczekiwaniami, a druga niestety była od tych oczekiwań gorsza. Wymowa danych jest więc nieco negatywna, ale niewielu chyba się tym przejęło. Rynek praktycznie na te wiadomości nie zareagował. Istotniejszy był kontekst rynkowy i ruchy cen względem okolicy wsparć.