Surowce – dna nie widać

Lipiec okazał się wręcz fatalnym miesiącem dla większości surowców. Silna wyprzedaż dotknęła metale przemysłowe, szlachetne, jak również surowce energetyczne oraz rolne – ropa potaniała o 17 proc., miedź o 10 proc., a złoto o 7 proc.

Aktualizacja: 06.02.2017 20:25 Publikacja: 07.08.2015 06:00

Szymon Zajkowski, analityk, dom maklerski mBanku

Szymon Zajkowski, analityk, dom maklerski mBanku

Foto: Archiwum

Co więcej, notowania tych dwóch ostatnich surowców spadły do najniższych poziomów od odpowiednio 2009 i 2010 r. Po tak silnych zniżkach w krótkim terminie prawdopodobne jest odreagowanie i techniczne odbicie, jednak w dłuższym terminie czynniki, które od kilku kwartałów, a w niektórych przypadkach kilku lat, spychały notowania, coraz niżej pozostają zachowane. Oznacza to, że w kolejnych miesiącach nie ma co liczyć na powrót do trwałego trendu wzrostowego.

Co pomaga, a co szkodzi

Czynnikiem wspólnym dla surowców jest kurs amerykańskiego dolara, w którym większość z nich jest denominowana. Co prawda w ostatnim czasie jego wartość pozostaje relatywnie stabilna, jednak w kolejnych miesiącach bardzo prawdopodobny jest powrót do umocnienia, co oczywiście sprawiłoby, że surowce w nim kwotowane stałyby się relatywnie droższe dla nabywców z zagranicy, a to pociągnęłoby za sobą spadek popytu. To, co powinno stopniowo podnosić wartość dolara, to podwyżki stóp procentowych w USA. W tym kontekście mniej ważny jest sam moment pierwszej podwyżki, o czym tak zagorzale obecnie się dyskutuje, ale fakt, że Stany Zjednoczone będą pierwszym liczącym się krajem, który zdecyduje się zacieśnić politykę pieniężną, podczas gdy w większości krajów trwa jej łagodzenie. Wraz z tym, jak rynek zacznie nabierać większej pewności co do nieuchronności podwyżek stóp, dolar powinien wyraźnie zyskiwać na wartości, co nałoży ponowną presję na spadki cen surowców.

Nadzieja w Azji?

Nie licząc kursu dolara, czynnikiem wspólnym dla większości surowców jest również niewystarczający popyt do zaabsorbowania rynkowej podaży. W kontekście popytu na surowce na myśl oczywiście przychodzi jeden kraj – Chiny. A w nich, niestety, ostatnio nie dzieje się najlepiej. Wzrost gospodarczy bowiem systematycznie spowalnia, odnotowując w II kwartale 7 proc., czyli najmniej od 2009 r. Co więcej, spowolnienie dotyka branżę nieruchomości oraz przemysł, co w szczególności negatywnie rzutuje na metale przemysłowe, w tym na notowania miedzi. Państwo Środka bowiem odpowiada za około 45 proc. światowego popytu na ten metal. Oprócz spadającego popytu do rynkowej nadpodaży dokłada się wzrost produkcji, który jest efektem inwestycji kapitałowych poczynionych przez największych producentów w latach 2009–2011, kiedy to ceny miedzi były nawet prawie dwa razy wyższe. Jest to o tyle ważne, że na rynku miedzi typowe opóźnienie między wydatkiem inwestycyjnym a jego wpływem na wzrost produkcji sięga czterech–pięciu lat. Tym samym obecnie znajdować się możemy w szczycie podwyższonej podaży, a co za tym idzie, istnieje presja na dalsze spadki cen surowca.

Pompy działają pełną mocą

Nadpodaż utrzymuje się również na rynku ropy, czego najprostszym przykładem są szacunki obecnej produkcji krajów OPEC, czyli około 31,5 mln baryłek dziennie, przy popycie na surowiec z Kartelu sięgającym około 29,5 mln baryłek. Oczywiście pytanie o sens nałożonego przez sam OPEC limitu produkcji na poziomie 30 mln baryłek dziennie to zupełnie inna kwestia. Mało tego, Iran, który po 12 latach negocjacji zgodził się ograniczyć swój program nuklearny, w zamian za zniesienie sankcji nałożonych na ten kraj poinformował, że w okresie kilkunastu miesięcy będzie w stanie przywrócić wielkość eksportu do poziomu sprzed nałożenia sankcji, czyli zwiększyć go o 1 mln baryłek dziennie. Minister ds. Ropy powiedział przy okazji, że nie zamierza pytać pozostałych krajów OPEC o pozwolenie. Biorąc również pod uwagę rekordową produkcję w USA oraz Arabii Saudyjskiej, w najbliższych kwartałach raczej nie ma co liczyć na zacieśnienie rynkowej nadpodaży surowca, a co za tym idzie, również na powrót do trendu wzrostowego w notowaniach. Niskie ceny ropy nakładają dodatkowo presję na spadki pozostałych surowców, gdyż obniżają ich koszty produkcji.

Złoto już nie cieszy

Nie zanosi się również na szybki powrót do wzrostów na rynku złota. Zbliżające się podwyżki stóp procentowych w USA, a co za tym idzie, wzrost rentowności (i atrakcyjności) konkurencyjnych wobec bezpiecznego złota obligacji Stanów Zjednoczonych; niska globalnie inflacja powodująca brak zainteresowania złotem jako aktywem chroniącym przed utratą wartości pieniądza; czy wreszcie słaby popyt dwóch największych konsumentów kruszcu na świecie, czyli Indii i Chin, to jedne z głównych czynników, które dalej uniemożliwiać powinny trwalsze odbicia notowań. Na bok odsunąłbym również argumenty o zbliżaniu się do granicy opłacalności produkcji, gdyż raptem sześć lat temu złoto opłacało się produkować przy cenach o 200 dolarów niższych, co więcej, wspomniane koszty produkcji i tak spadają wraz ze spadkiem cen ropy.

Tym samym na horyzoncie nie widać perspektyw na odwrócenie trendu spadkowego w notowaniach głównych surowców. Trwalszego odbicia powinniśmy się doczekać, dopiero gdy przyspieszy chińska gospodarka, a wraz z nią popyt, oraz gdy w notowaniach amerykańskiego dolara w pełni zdyskontowany zostanie cykl podwyżek stóp procentowych. Krótko mówiąc, na powrót wzrostów może przyjść nam jeszcze poczekać przynajmniej kilka kwartałów.

Komentarze
Gołębnik pozostaje otwarty
Komentarze
Kwiecień w obligacjach
Komentarze
W Polsce stopy w dół, w USA nie
Komentarze
Wyczekiwane decyzje RPP
Komentarze
Łapanie oddechu
Komentarze
Indeksy w Warszawie w pogoni za kolejnymi rekordami