Co więcej, notowania tych dwóch ostatnich surowców spadły do najniższych poziomów od odpowiednio 2009 i 2010 r. Po tak silnych zniżkach w krótkim terminie prawdopodobne jest odreagowanie i techniczne odbicie, jednak w dłuższym terminie czynniki, które od kilku kwartałów, a w niektórych przypadkach kilku lat, spychały notowania, coraz niżej pozostają zachowane. Oznacza to, że w kolejnych miesiącach nie ma co liczyć na powrót do trwałego trendu wzrostowego.
Co pomaga, a co szkodzi
Czynnikiem wspólnym dla surowców jest kurs amerykańskiego dolara, w którym większość z nich jest denominowana. Co prawda w ostatnim czasie jego wartość pozostaje relatywnie stabilna, jednak w kolejnych miesiącach bardzo prawdopodobny jest powrót do umocnienia, co oczywiście sprawiłoby, że surowce w nim kwotowane stałyby się relatywnie droższe dla nabywców z zagranicy, a to pociągnęłoby za sobą spadek popytu. To, co powinno stopniowo podnosić wartość dolara, to podwyżki stóp procentowych w USA. W tym kontekście mniej ważny jest sam moment pierwszej podwyżki, o czym tak zagorzale obecnie się dyskutuje, ale fakt, że Stany Zjednoczone będą pierwszym liczącym się krajem, który zdecyduje się zacieśnić politykę pieniężną, podczas gdy w większości krajów trwa jej łagodzenie. Wraz z tym, jak rynek zacznie nabierać większej pewności co do nieuchronności podwyżek stóp, dolar powinien wyraźnie zyskiwać na wartości, co nałoży ponowną presję na spadki cen surowców.
Nadzieja w Azji?
Nie licząc kursu dolara, czynnikiem wspólnym dla większości surowców jest również niewystarczający popyt do zaabsorbowania rynkowej podaży. W kontekście popytu na surowce na myśl oczywiście przychodzi jeden kraj – Chiny. A w nich, niestety, ostatnio nie dzieje się najlepiej. Wzrost gospodarczy bowiem systematycznie spowalnia, odnotowując w II kwartale 7 proc., czyli najmniej od 2009 r. Co więcej, spowolnienie dotyka branżę nieruchomości oraz przemysł, co w szczególności negatywnie rzutuje na metale przemysłowe, w tym na notowania miedzi. Państwo Środka bowiem odpowiada za około 45 proc. światowego popytu na ten metal. Oprócz spadającego popytu do rynkowej nadpodaży dokłada się wzrost produkcji, który jest efektem inwestycji kapitałowych poczynionych przez największych producentów w latach 2009–2011, kiedy to ceny miedzi były nawet prawie dwa razy wyższe. Jest to o tyle ważne, że na rynku miedzi typowe opóźnienie między wydatkiem inwestycyjnym a jego wpływem na wzrost produkcji sięga czterech–pięciu lat. Tym samym obecnie znajdować się możemy w szczycie podwyższonej podaży, a co za tym idzie, istnieje presja na dalsze spadki cen surowca.