Początek sesji był ciekawy z dwóch powodów. Na rynek wracali gracze z Chin, którzy po przerwie związanej ze świętowaniem Nowego Roku ponownie mogli przystąpić do składania zleceń. Były obawy, jak rynek chiński zareaguje na słabość rynku japońskiego. No właśnie, rynek japoński. Akurat na wczorajszej sesji indeks Nikkei zaliczył wzrost o ponad 7 proc., co sprawiło, że obawy o reakcję Chińczyków mogły być zredukowane. Wygrał japoński optymizm, co przełożyło się na wzrost wycen akcji na rynkach europejskich. Dzięki temu i w Warszawie doszło do podniesienia kursów.
Niezły początek notowań, niestety, nie miał swojej kontynuacji. Tu mieliśmy już do czynienia ze skutkiem absencji Amerykanów. Akurat wczoraj rynki amerykańskie miały przerwę świąteczną, co zazwyczaj kończy się wyciszeniem zmienności na większości światowych parkietów. Nie inaczej było i tym razem. W związku z tym przyjęliśmy status wyczekiwania. Można mieć tylko nadzieję, że dziś ten stan się zakończy i na rynki wróci zmienność.
Obecnie na GPW mamy do czynienia z korektą wzrostową, której teoretycznym celem jest okolica szczytu z końcówki grudnia. Utrzymywanie się cen kontraktów pod tym szczytem jest tożsame z utrzymywaniem się nastawienia negatywnego w średnim terminie. Trend jest spadkowy, a w związku z tym cały czas liczymy się w możliwością jego wznowienia w postaci zbliżenia do minimów.