O ile faktycznie zmienność tych sesji odbiega od tego, do czego przyzwyczaił nas rynek w ostatnich miesiącach, czy nawet latach, to w rzeczywistości taka sytuacja nie odbiega od normy. Szczerze powiedziawszy, mam wrażenie, że jeszcze nie doświadczyliśmy całego potencjału, jaki drzemie po byczej stronie rynku. Dość powiedzieć, że faza wzrostów jest dopiero w początkowym stadium. Zwyżka się jeszcze na dobre nie rozwinęła. Dopiero mieliśmy pierwszy sygnał średnioterminowy. Pokonany został poziom 1860 pkt. Otwarta jest droga do 2000 pkt., a przecież to wcale nie musi być koniec. Kolejny opór w przypadku indeksu WIG20 i kontraktów na niego to okolica 2200-2300 pkt.

Czy to przesadny optymizm? Dlaczego? Można raczej stwierdzić, że przesadą było to, co działo się do tej pory. Biorąc pod uwagę historyczną zmienność i aktywność graczy, wartości tychże w ostatnim roku wyraźnie odstawały in minus. Być może teraz rynek to skoryguje. Trzeba także pamiętać, że charakterystyka rynku nie może być stała, bo zbyt łatwo byłoby na nim zarabiać. Gracze dostosowują się do tej charakterystyki, a że wszyscy nie mogą zarabiać, to tym dostosowaniem powoli zmieniają tą charakterystykę. Obecnie wielu uczestników rynku może wykazywać przyzwyczajenie do małej zmienności i krótkich szarpanych ruchów cen. Tym samym jest szansa na pojawienie się zmian bardziej trwałych, a zatem osiągnięcie kolejnych oporów jest w zasięgu byków.

Dochodzą tu jeszcze wątki fundamentalnej podstawy wzrostów. Ostatnie publikacje wydają się być niepokojące, ale rynek raczej spogląda do przodu. Można założyć, że mamy do czynienia z antycypacją poprawy w gospodarce połączonej z pomyślnym dla rynku zakończeniem wątku rozbioru OFE.