Kacper Nosarzewski, 4CF: W poszukiwaniu czarnych łabędzi

Powstanie ogólnej sztucznej inteligencji, która umie uczyć się równie dobrze jak człowiek, jest możliwe. Proszę wyobrazić sobie, jakie miałoby to konsekwencje dla doradztwa inwestycyjnego – mówi Kacper Nosarzewski, futurysta, partner w firmie badawczej 4CF.

Publikacja: 29.04.2024 19:28

Gościem Aleksandry Ptak-Iglewskiej w „Prosto z parkietu” był futurysta Kacper Nosarzewski, partner w

Gościem Aleksandry Ptak-Iglewskiej w „Prosto z parkietu” był futurysta Kacper Nosarzewski, partner w firmie 4CF.

Co w ogóle interesuje futurystów na rynkach finansowych?

Odpowiedź mogłaby być bardzo prosta, nie jestem foresiterem czy futurystą akademickim, tylko usługowym, więc interesuje mnie najbardziej to, co interesuje naszych klientów, a to wśród naszych klientów są firmy z branży usług płatniczych, finansowych, ale też największe interesariusze rynków, czyli banki. Oni przychodzą do nas, by dowiedzieć się, czego sami nie dostrzegają albo jakich pytań sobie sami nie zadają, żebyśmy pomogli postawić użyteczne hipotezy na temat przyszłości, w tym przyszłości rynków finansowych, bankowości, rynków kapitałowych, wszystkich sposobów używania i obrotu pieniądza na rynkach. Powracającymi tematami są demografia i przyszłość bazy klienckiej, zwłaszcza dla płatności bankowości detalicznej. To jest bardzo ważne, żeby zrozumieć, ilu będzie w przyszłości uczestników rynku finansowego, bo od tego zależy też pośrednio wycena papierów wartościowych i instrumentów. Jeżeli ktoś dzisiaj na przykład kupuje jednostki funduszu inwestycyjnego z myślą o tym, że umorzy je i sprzeda na emeryturze, to jeśli w Polsce zniknie 10 mln ludzi i inwestorów detalicznych i to też może wpływać na wycenę papieru wartościowego tak samo jak na wycenę mieszkania, które ktoś będzie chciał wtedy sprzedać albo wynajmować. Z perspektywy marketingowej ważne jest, jak mogą zmieniać się potrzeby i priorytety kolejnych pokoleń klientów, które wchodzą na rynek, np. czy wzrost zamożności przełoży się na wzrost inwestycji i oszczędności, czy w myśl trendu nieposkromionego hedonizmu i konsumeryzmu nowe pokolenia będą wydawać wszystkie środki na konsumpcję. To są pytania, które mają wpływ na bazę kliencką, ale też na depozyty, apetyt na pożyczki. W tym momencie opłaca się inwestować np. w innowacje technologiczne, jak odroczonej płatności.

W tekstach o analizach futurystycznych często występują czarne łabędzie czy dzikie karty. O co tutaj chodzi?

Czarne łabędzie to pojęcie oparte na metaforze statystyka Nicolasa Nassim-Taleba, który tak opisywał zjawiska niedostrzegane, których nie możemy sobie wyobrazić ani wyprognozować. Potem one nagle się realizują i z perspektywy czasu widać, że one wystąpią, ale jednak w czarnym łabędziu genetycznie zapisane jest to, że dopóki się nie zrealizuje, to nie jesteśmy go w stanie wyprognozować. I tu nasza praca nie polega tylko na teoretyzowaniu, ale na tym, by dla naszych klientów populację tych czarnych łabędzi jednak zmniejszyć. By uniknąć tych niespodzianek, których da się uniknąć.

Czy pęknięcie jakiejś banki spekulacyjnej może być takim czarnym łabędziem? Co jest taką dziką kartą?

Jest wielu autorów, którzy chcą być zapamiętani jako ci, którzy wskażą następną bańkę spekulacyjną, więc w odstępach tygodniowych pokazują na różne branże i jest szansa, że któraś z prognoz się spełni. Dlatego proszę moich słów nie traktować jako prognozy, natomiast rynek kryptowalut – z jednej strony spełnił w niektórych krajach ogromną rolę uniezależnienia się finansów czy pokazania zdecentralizowanej przyszłości finansów, ale z drugiej strony jest to rynek zbudowany na spekulacyjnych oczekiwaniach i o dość dyskusyjnej wartości oferowanej w zamian, którą jest możliwość przepływu finansów wolnego od kontroli państwowej i bankowej czy komisji zajmujących się papierami wartościowymi. Parę lat temu były pewne obawy co do tego, na ile pewne są inwestycje w sztuczną inteligencję, które pośrednio przez działania na rynku private equity czy venture capital potem pojawiają się na rynkach finansowych przez fundusze inwestujące w biznesy ze sztuczną inteligencją. Były obawy, że koszty kolejnych eksperymentów z modelami sztucznej inteligencji rosły bardzo szybko, podobnie koszty energii, i pojawiało się pytanie, czy nie ujdzie z tego powietrze.

A co jest dziką kartą na rynku kapitałowym?

Dzika karta to zdarzenie, któremu się przyglądamy, które ma niskie prawdopodobieństwo realizacji, ale miałoby ogromny wpływ na rynek. Dziką kartą byłoby, gdyby państwo aktywnie przejęło rolę operatora płatności i operatora transakcji. Widzimy takie ruchy w postaci różnych inicjatyw na polskim rynku płatności, ale taka zmiana miała już miejsce w Indiach. W Polsce to jest raczej mało prawdopodobne, ale miałoby to ogromny wpływ na obrót. Dziką kartą byłoby wyłonienie się tzw. ogólnej sztucznej inteligencji. Kilka lat temu to była sfera mitów czy science fiction, dzisiaj już zarówno w sektorze finansowym, jak i w przemyśle, w biznesie to się analizuje, wyobrażenie sobie sztucznej inteligencji, która jest wszechstronna i umie uczyć się równie dobrze jak człowiek, jest możliwe. Proszę wyobrazić sobie, jakie miałoby to konsekwencje dla obsługi klienta, dla doradztwa inwestycyjnego, kiedy moglibyśmy mieć obiektywny nadzór nad rynkami papierów wartościowych, ubezpieczeń czy bankowym.

Pana zdaniem pojawienie się takiej sztucznej inteligencji jest korzystne czy raczej będzie zagrożeniem?

Zacznę od zagrożeń, jest spore grono inwestorów, uczonych czy aktywistów, którzy boją się, że taka ogólna sztuczna inteligencja nie będzie działać w interesie dobra wspólnego, tylko w interesie dominujących interesariuszy. Jeżeli mielibyśmy gigantów sektora bankowego, którzy byliby w stanie jeszcze wyprzedzić o kilka długości całą resztę, to konkurencyjność na tym rynku bankowym miałaby zupełnie inny wymiar. To może być też wyzwanie ze strony firm technologicznych, które będą w stanie zaoferować klientom usługi o kompletnie niedostępnej jakości i personalizacji. Pomijam tu oczywiście zagrożenie totalne, że ogólna sztuczna inteligencja zbuntowałaby się w ogóle przeciwko ludzkości i doprowadziłaby do jakiś szeroko zakrojonych skutków nie tylko finansowych, ale materialno-rzeczowych. Ale szanse też są bardzo kuszące, bo jeśli może pani sobie wyobrazić automatyzację 60 proc. czynności menedżerskich w całym sektorze finansowym i zmniejszenie zatrudnienia na tym rynku, który jest ogromnie chłonny i bardzo kosztowny, no to to jest niesamowita obietnica dla akcjonariuszy banków czy funduszy. Jeżeli moglibyśmy mieć nawet takiego analityka, którego można zastąpić pracującym 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, nigdy nieurlopującym, nigdy niechorującym mózgiem elektronowym o zdolnościach poznawczych, zbliżonych do człowieka, no to chyba nie trzeba tego specjalnie nikomu sprzedawać.

Inwestycje
Sobiesław Kozłowski, Noble Securities: Bal na giełdach trwa. Dobry moment do zmiany struktury portfela
Inwestycje
Miedź na szczycie. Co z innymi towarami? Sześć najważniejszych tendencji na rynkach towarowych
Inwestycje
Piotr Kaźmierkiewicz, BM Pekao: Najciekawsza część hossy przed nami
Inwestycje
Dorota Sierakowska, DM BOŚ: Złoto z perspektywą na kolejne rekordy
Inwestycje
Amerykańskie akcje większy zysk przynoszą w okresie od listopada do kwietnia
Inwestycje
Czy warto pozbywać się akcji w maju?