W Polsce ruszył program energetyki atomowej – fakt, że doszło do tego tuż po kryzysie, nie może dziwić, bo podobny program w nieposiadającej złóż ropy, gazu czy węgla Francji przyjęto tuż po szoku naftowym z 1973 r. Jak dodaje ekspert, za sprawą kryzysu UE zaczęła stawiać sobie znacznie bardziej ambitne cele w szeregu kluczowych dziedzin, jak chociażby transformacja energetyczna. Zajęto się też problemem uzależnienia od pojedynczych dostawców, i mowa nie tylko o rosyjskim gazie. Chodzi m.in. o inwestycje w branżę produkcji półprzewodników, które dotychczas w dużej mierze sprowadzano z Tajwanu. Kraj ten wprawdzie jest sojusznikiem Zachodu, ale trzeba brać pod uwagę jego zagrożenie chińską inwazją, które czyni go niepewnym dostawcą.
– To mniej głośny przykład niż gaz z Rosji, ale sytuacja była tak samo niebezpieczna – zauważa Zuber. Z umiarkowanym optymizmem wypowiada się też o inflacji. Według niego dynamika cen konsumenckich w Polsce spadnie poniżej 10 proc. w tym roku. Mniej pocieszające jednak, że ze względu na zakotwiczone wysoko oczekiwania inflacyjne konsumentów dużo trudniej będzie już zejść z nią z 8 proc. do 2,5 proc. niż z 18 proc. do 8 proc. Będzie to wymagało utrzymania dużej dość restrykcyjnej polityki pieniężnej. MWIE
Polskiej gospodarce grozi wpadnięcie w pułapkę średniego dochodu
Bartosz Szyma, inwestor i programista, USSoft.
Foto: TWITTER @BARTEKSZYMA/MPR
Polskę charakteryzują wszystkie cztery cechy gospodarek, które dotąd wpadały w pułapkę średniego dochodu. Chodzi o podwyższoną inflację, wysoką relację liczby osób w wieku poprodukcyjnym do tych w wieku produkcyjnym, niską wycenę krajowej waluty oraz dojście PKB per capita do około 15–17 tys. USD.
– Wskaźnik obciążenia demograficznego wynosi w Polsce 0,51, ale jeśli jako pracujących uwzględni się tylko tych, którzy realnie wytwarzają PKB, to będzie on już bliżej 1– oblicza Szyma, dodając, że w takiej sytuacji każda osoba pracująca utrzymuje jedną niepracującą lub zatrudnioną np. w administracji. Tymczasem niska wycena waluty lokalnej oznacza, że przedsiębiorstwa nie są zmuszane do generowania wysokiej wartości dodanej. Dodatkowo znajdujemy się w ogonie pod względem wydatków na badania i rozwój, a w rezultacie rejestruje się u nas co najmniej kilkunastokrotnie mniej patentów niż w Niemczech. Zamiast w technologie inwestujemy w politykę socjalną.
Jak zauważa Szyma, choć wciąż zaliczamy się do krajów biedniejszych, to pod względem udziału wydatków socjalnych w PKB należymy do europejskiej czołówki. Aby sfinansować te wydatki, muszą rosnąć podatki – pod względem ich wysokości jesteśmy już niechlubnym liderem regionu, notujemy też najszybszy przyrost w UE. To zachęca młode pracujące osoby do emigracji, skutkując drenażem mózgów, głównym negatywnym skutkiem ubocznym naszego wejścia do UE. – Obciążenie płac nowymi narzutami oznacza, że przestajemy być krajem taniej siły roboczej, w sytuacji kiedy nie przyciągamy dostatecznie wielu inwestycji – ostrzega inwestor. MWIE