Kiedy korekta spadkowa przeradza się w bessę, a kiedy zwyżka staje się hossą?

Prezentujemy wyniki naszych obliczeń dotyczących zasięgu korekt spadkowych i wzrostowych z ostatnich dziesięciu lat. Do jakiego momentu ruchy notowań można ignorować, traktując jako nieistotne na dłuższą metę?

Aktualizacja: 12.02.2017 20:03 Publikacja: 13.09.2012 13:00

Kiedy korekta spadkowa przeradza się w bessę, a kiedy zwyżka staje się hossą?

Foto: GG Parkiet

Wyłącznie w oparciu o teorię i w oderwaniu od faktycznej zmienności notowań trudno jest budować techniczną strategię inwestycyjną. Aby wesprzeć poszukiwania inwestorów, postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się jednemu z aspektów zmienności na warszawskiej giełdzie, jakim są korekty – zarówno spadkowe, jak i wzrostowe. To spojrzenie na kwestię zmienności w nieco inny sposób niż z punktu widzenia trendów (czym zajmowaliśmy się przed tygodniem).

Wiedza na temat tego, czy dany ruch stanowi jedynie przejściową korektę, czy może jest wstępem do bessy lub hossy, wydaje się przecież kluczowa nie tylko dla analityków technicznych.

Podobnie jak przed tygodniem pod lupę wzięliśmy indeks WIG w okresie ostatnich dziesięciu lat. Z dzisiejszej perspektywy widać, że w tym czasie na rynku pojawiły się dwie długofalowe hossy – pierwsza trwała od wiosny 2003 r. do lata 2007 r., druga wystartowała w lutym 2009 r. i dobiegła końca w kwietniu 2011 r. Te dwa trendy potraktowaliśmy jako punkt odniesienia dla badanych przez nas korekt spadkowych. Na potrzeby analizy korektę spadkową definiujemy jako zniżkę od dotychczasowego szczytu trendu wzrostowego.

Jakie spadki ignorować?

Jakie wnioski płyną z naszych badań? Pierwszy wniosek – zgodny z intuicją – jest taki, że długofalowi inwestorzy mogą z czystym sumieniem ignorować niewielkie spadki WIG, pozostawiając je day-traderom na rynku kontraktów terminowych. Zniżki rzędu paru procent można zwykle potraktować jako zwykły „szum", niewprowadzający nowej jakości do sytuacji na rynku. Jak wynika z naszej analizy, w trakcie dwóch wielkich rynków byka z ostatnich dziesięciu lat miały miejsce aż 104 ruchy spadkowe o zasięgu nieprzekraczającym 3 proc. Inwestorzy trzymający się długofalowych trendów mogli więc te ruchy zupełnie zignorować. Ktoś, kto aktywnie handlował akcjami na podstawie takich niewielkich ruchów, na  pewno generował duży obrót na rachunku, ale niekoniecznie było to równoznaczne z sukcesem inwestycyjnym.

Podwyższanie wymaganego progu dotyczącego głębokości spadku bardzo szybko zmniejsza liczbę korekt w przebadanej?przez nas bazie danych. Wydaje się, że zniżki przekraczające 6 proc. mogą być już pewnym sygnałem ostrzegającym przed  możliwą zmianą trendu. Takich korekt w trakcie dwóch wielkich rynków byka zanotowaliśmy już tylko 13, tak więc można uznać takie ruchy za istotne przynajmniej dla średnioterminowej sytuacji na GPW.

Z kolei jako istotne dla długofalowych tendencji można potraktować na podstawie historycznych doświadczeń ruchy spadkowe przekraczające 15 proc. Sugeruje to prosty fakt – w przedziale od -15 do -21 proc. nie zanotowaliśmy ani jednej zakończonej korekty. Z jednej strony zdecydowana większość ruchów zniżkowych (aż 136, czyli prawie 99 proc.) zatrzymywała się, zanim przekroczyła 15 proc. Z drugiej, jeśli już korekta przekroczyła owe 15 proc., to później spadek był kontynuowany. Raz zatrzymał się w okolicy 22 proc. (pamiętny krach na rynkach wschodzących w połowie 2006 r.), w pozostałych przypadkach zapowiadał definitywny koniec hossy. Innymi słowy w momencie spadku WIG o ponad 15 proc. było bardzo prawdopodobne, że nadchodzi długofalowa zmiana trendu. To liczba niższa niż tradycyjne 20 proc., uznawane zwyczajowo za próg oddzielający hossę od bessy. To bardzo ważna wiadomość w kontekście następnej cyklicznej hossy, która prędzej czy później zawita na warszawskim parkiecie.

18 proc. – próg hossy

A jak stwierdzić moment, w którym taka wyczekiwana hossa wreszcie nadejdzie? Tutaj także podpowiedzi możemy szukać w danych historycznych. Pod lupę wzięliśmy potężny rynek niedźwiedzia rozpoczęty jesienią 2007 r. i trwający aż do lutego 2009 r. Z obliczeń wynika, że aż 80 proc. (łącznie 20) zbadanych przez nas ruchów zwyżkowych skończyło się, zanim przekroczyły 8 proc. Innymi słowy nawet tak pokaźne na pierwszy rzut oka zwyżki w trakcie poprzedniej bessy okazywały się ostatecznie nic nieznaczącymi ruchami. Granicą oddzielającą bessę od hossy okazał się dopiero wzrost przekraczający 18 proc. Statystyczny próg był więc nieco wyższy niż w przypadku omówionych wcześniej korekt spadkowych, gdzie już 15-proc. zniżkę można było uznać za sygnał nadchodzącej bessy.

Skoro mamy już taką wiedzę na temat zmienności na GPW w ostatnich dziesięciu latach, to możemy się pokusić o stworzenie prostej strategii. Załóżmy, że kupujemy koszyk akcji (dla uproszczenia niech będzie to koszyk zgodny ze składem WIG – w tym miejscu nie chodzi o rozważania na temat tego, jakie konkretnie akcje należy kupować) wówczas gdy WIG odbije się o 18 proc. od dołka bessy. Koszyk ten sprzedajemy natomiast, gdy WIG spadnie o 15 proc. od szczytu.

Na wykresie prezentujemy wyniki takiej hipotetycznej strategii. Jak widać, dzięki bardzo prostej regule udałoby się uniknąć dramatycznych strat z 2008 roku, dzięki czemu w 2009 r. kapitał wystrzeliłby do nowych historycznych maksimów, podczas gdy WIG o rekordach może ciągle tylko pomarzyć. Według omawianej strategii od sierpnia ub.r., po ucięciu strat rosnących w trakcie pamiętnego krachu, ciągle czekamy na sygnał kupna. Odmierzenie wspomnianych 18 proc. od ubiegłorocznego dołka bessy daje 43 128 pkt jako poziom, którego przekroczenie należałoby uznać za początek hossy. WIG jest już bardzo blisko tego pułapu.

Zalety i wady

Z drugiej strony pojawia się pytanie, czy warto kurczowo trzymać się wskazanych przez nas wartości (15 proc. w przypadku korekt spadkowych i 18 proc. w przypadku zwyżkowych). Trzeba pamiętać, że są to liczby będące wynikiem optymalizacji danych historycznych, a przecież przyszłość może przynieść inne trendy.

Ogólnie rzecz biorąc, zaleta sprzedawania akcji po z góry założonym spadku polega na tym, że w ten sposób unika się tak katastrofalnych strat jak te z 2008 roku. Jednocześnie pojawia się ryzyko błędnych sygnałów, takich jak w połowie 2006 r., kiedy rynek akcji najpierw błyskawicznie runął o 22 proc., po czym jak gdyby nigdy nic szybko odrobił straty. To fakt, ale trudno oczekiwać, by jakakolwiek strategia giełdowa?dawała gwarancję nieomylności.

[email protected]

Opinia

Siłę korekty można mierzyć na wiele sposobów - Stanisław Kirejczyk, makler papierów wartościowych, Raiffeisen Bank Polska

Gdzie kończy się korekta, a zaczyna nowy trend – to jedno z najważniejszych pytań na giełdzie. Odpowiedzi można szukać na różne sposoby.

Zaprezentowane podejście, w którym wielkość korekty mierzona jest w procentach, ma wiele zalet. Jest przejrzyste, intuicyjne i – przede wszystkim – łatwe do zastosowania. Otrzymane wyniki dają pojęcie o tym, na jakim mniej więcej poziomie korekta zaczyna być początkiem zmiany trendu.

Ma ono jednak pewne ograniczenie: otóż 15-procentowa korekta ma inną wagę, jeśli następuje po wzroście rynku o 50 proc., a inną, jeśli wcześniejsza zwyżka sięgnęła 100 proc.

Aby pokonać to ograniczenie, można przedstawić korektę jako procent ruchu?wzrostowego (tak jak w przypadku zniesień Fibonacciego), a nie jako procent ceny.

Inną metodą, atrakcyjną zwłaszcza dla inwestorów z większym zacięciem statystycznym, jest spojrzenie na skalę korekty przez pryzmat aktualnej zmienności na rynku (mierzonej na przykład odchyleniem standardowym dziennych stóp zwrotu?z poprzednich 50 sesji). Wtedy 15-procentowa korekta czasem mieści się w zakresie normalnych ruchów cen (po okresie wysokiej zmienności na rynku), a czasem stanowi kilkakrotność zmienności (po okresie wąskiej konsolidacji).

Inwestycje
Trzy warstwy regulacji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje
Jak przeprowadzić spółkę przez spór korporacyjny?
Inwestycje
Porozumienia akcjonariuszy w spółkach publicznych
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Inwestycje
Unikanie sporów potransakcyjnych