Spółki funkcjonujące w branży chemicznej – w dużym uproszczeniu – zajmują się przetwarzaniem jednych związków chemicznych w drugie. Surowcami są najczęściej gaz i ropa, a produktami – szerokie spektrum towarów niezbędnych w przemyśle, budownictwie czy rolnictwie (nawozy). Jest to działanie niskomarżowe, czyli ma sens dopiero w przypadku osiągania korzyści skali. A zatem wymaga to dużych instalacji zbudowanych za duże pieniądze i zużywających duże ilości energii. Dodatkowo potrzebni są wykwalifikowani pracownicy produkcyjni oraz specjalistyczna kadra zajmująca się wypracowywaniem nowych rozwiązań.
Analiza inwestycji w branżę chemiczną w zasadzie polega na analizie wątków zawartych w powyższym akapicie. Zacznijmy od początku, czyli od surowców. Gaz i ropa są w Polsce stosunkowo drogie, gdyż zdecydowaną większość zapotrzebowania musimy importować, co przekłada się na cenę choćby poprzez koszty transportu (a niekiedy do tego dochodzą także wątki polityczne). Konkurowanie z firmami, które mają tańszy surowiec, wymaga zatem osiągania korzyści w innych obszarach: efektywności procesów (w szczególności wobec podmiotów mniej rozwiniętych technologicznie) i kosztów pracy (wobec konkurentów zachodnich).
Ponadto, te stosunkowo drogie surowce przetwarzane są przy zużyciu dużej ilości energii, co w sytuacji naszego kraju wywołuje kolejne problemy. Pierwszy z nich to rosnące ceny prądu i nieprzewidywalność co do jego kosztu w przyszłości. Drugi – i mocno powiązany – problem to oparcie wytwarzania energii w Polsce na spalaniu węgla. Rodzić to może olbrzymie konsekwencje zarówno dla kosztów (nie wiemy przecież, ile będą kosztować certyfikaty niezbędne dla emisji CO2), jak i dla środowiska (o czym poniżej). Trzeci wreszcie problem dotyczy przyszłych (acz raczej nieuchronnych) niedoborów energii – jeśli zajdzie potrzeba, to najpierw odłączani będą jej najwięksi konsumenci, bo łatwiej jest uzgodnić to z jednym dużym podmiotem niż z kilkuset małymi.
Kwestie środowiskowe powiązane są z koniecznością uwzględnienia zmiany zasad finansowania gospodarki zarysowanej w raporcie opracowanym przez grupę ekspertów Unii Europejskiej „Financing a sustainable European economy". Obrazowo rzecz ujmując, powstanie nowy – środowiskowo odpowiedzialny – „krwiobieg gospodarczy" zasilany bardzo poważnymi środkami publicznymi i prywatnymi, szacowanymi na 180–270 mld euro rocznie. Natomiast ten stary „krwiobieg" będzie systematycznie wysychać. Firmy ubezpieczeniowe już zmieniają swe polityki w ten sposób, że nie będą ubezpieczać np. elektrowni węglowych. Podobnie banki będą odchodzić od finansowania tego typu przedsięwzięć – bynajmniej nie z uwagi na swe ekologiczne poglądy, ale ze względu na nadmierne ryzyko. Wobec nieznanych (ale najprawdopodobniej gwałtownie rosnących) kosztów wytwarzania energii takie projekty po prostu prawdopodobnie będą nierentowne, a zatem ryzyko zaangażowania pieniędzy staje się zbyt duże.