Obliczany przez nas indeks sektora bankowego (mierzący przeciętne zmiany kursów spółek bez względu na ich kapitalizację) w minionym tygodniu ustanowił historyczny rekord. Od początku roku podskoczył o prawie 40 proc. Co prawda banki nie mogą się pod względem stopy zwrotu mierzyć z najbardziej rozchwytywanymi branżami, takimi jak budownictwo, ale ich akcje mają wyjątkową zaletę. Jest nią atrakcyjny stosunek zysków z inwestycji do ryzyka. Od czerwca ub.r. żadna z korekt nie sprowadziła indeksu branżowego o więcej niż 7 proc. w dół (na przełomie lutego i marca). Przez ten czas wskaźnik podwoił swą wartość.
W miarę bezpieczna
inwestycja
Branża jest atrakcyjna również pod tym względem, że kupując akcje banków w ostatnich latach można było liczyć na szybkie wyjście na plus. To zaleta regularnego trendu wzrostowego. Od początku 2003 roku indeks branżowy potrzebował przeciętnie zaledwie 10 sesji, by ustanowić nowy szczyt po spadku z poprzedniego. To oznacza, że przeciętna korekta spadkowa była jeszcze krótsza (gdyż czas potrzebny do ustanowienia nowego szczytu obejmuje również odbicie notowań).
Jedna z najdłuższych korekt miała miejsce przed rokiem. Od momentu załamania w połowie maja do czasu ustanowienia przez indeks nowego szczytu minęło pięć miesięcy. Z kolei aż siedem miesięcy musieli czekać na zyski ci inwestorzy, którzy kupili akcje banków w kwietniu 2004 r. Obie sytuacje były dość wyjątkowe na tle wieloletniego trendu wzrostowego. Z fundamentalnego punktu widzenia przyczyny tych korekt były zupełnie inne. Podczas gdy przed rokiem spadek indeksu branżowego wynikał głównie z pogorszenia nastrojów na światowych rynkach akcji, to w 2004 r. decydującym czynnikiem było schłodzenie koniunktury gospodarczej po boomie poprzedzającym akcesję Polski do UE. Pewne podobieństwa widać natomiast w ujęciu analizy technicznej.