Liczba serii obligacji banków spółdzielczych, które notowane są na Catalyst poniżej nominału, wzrosła do 19 wobec zaledwie jednej półtora roku temu i 13 w październiku ub.r. Czy to oznacza, że inwestorzy boją się papierów tych banków? Zamiast o strachu lepiej mówić o bardziej racjonalnej wycenie papierów banków spółdzielczych, z których większość zdecydowanie odstaje od średniej wysokości wskaźnika wypłacalności.
Pół na pół
Według obliczeń KNF średni współczynnik wypłacalności w sektorze banków spółdzielczych wyniósł na koniec roku 15,75 proc. W przypadku banków notowanych na Catalyst tylko jeden bank trafił w średnią, trzy kolejne osiągnęły wskaźniki przekraczające ten benchmark, a 16 wykazało niższe poziomy.
Ta statystyka nie jest niczym niezwykłym. Banki spółdzielcze notowane na Catalyst jak ogół zwykle wypadają gorzej od statystyk prezentowanych przez Komisję, choć i KNF w najnowszym opracowaniu dotyczącym banków spółdzielczych (tj. omawiającym sytuację w 2014 r.) zwraca uwagę, że choć sektor ten poprawił zysk netto o 4 proc., to wciąż skumulowane zyski stanowią 80 proc. zysków z 2012 r. Innymi słowy, kryzys finansowy nie został zażegnany, a KNF pisze dodatkowo o niskiej jakości kadr zarządzających bankami. Komisja odnotowała również wzrost udziału kredytów zagrożonych (do 7 proc. z 5,8 proc. na koniec 2010 r.) przy jednoczesnym spadku poziomu ich wyzerowania (tj. objęcia 100-proc. rezerwą) do 27,2 proc. (32,3 proc.) pięć lat temu.
Z danych tych wynika, że zanim nastąpi poprawa, banki spółdzielcze mogą jeszcze przeżywać trudniejsze chwile związane z należnościami.