Połowa inwestorów instytucjonalnych biorących udział w sondażu MLIV Pulse, przeprowadzonym przez agencję Bloomberga, planuje zwiększyć swoje zaangażowanie na rynku akcji, jeśli Donald Trump wygra listopadowe wybory prezydenckie. Ponad 25 proc. respondentów zamierza wówczas zmniejszyć swoją ekspozycję na akcje. Inwestorzy wyraźnie więc widzą Trumpa, jako kandydata, którego zwycięstwo pomoże hossie na giełdach. Gorzej pod tym względem postrzegają jego kontrkandydatkę Kamalę Harris. Tylko 28 proc. uczestników sondażu wskazało, że w razie jej wygranej zwiększy ilość akcji w swoim portfelu. 37 proc. redukowałoby w takim przypadku swoje zaangażowanie na giełdach, a 35 proc. utrzymałoby je na obecnym poziomie.
Czytaj więcej
Większość obserwatorów uważa, że z debaty prezydenckiej zwycięsko wyszła Kamala Harris, co zwiększa jej szanse na końcowy sukces. Reakcja rynków była jednak niewielka. Inwestorzy bardziej martwią się rynkiem pracy i czekają na ruch Fedu.
Który kandydat będzie lepszy dla rynku obligacji?
Harris jest za to postrzegana jako kandydatka, której zwycięstwo byłoby korzystne dla rynku obligacji. 30 proc. inwestorów instytucjonalnych zwiększałoby w takim scenariuszu swoje zaangażowanie w takie papiery, a 23 proc. redukowałoby je. Gdyby jednak wygrał Donald Trump, obligacje wyprzedawałoby 46 proc. uczestników sondażu, a zwiększałoby ich udział w swoich portfelach 17 proc.
Program Trumpa, obejmujący m.in. cięcia podatków, jest postrzegany przez ekonomistów jako prowadzący do większego deficytu budżetowego, niż rozwiązania proponowane przez Harris. (Analitycy Bloomberg Economics wyliczyli nawet, że wdrożenie w życie obietnic wyborczych Trumpa może sprawić, że za dziesięć lat dług publiczny dojdzie do poziomu 142 proc. PKB.) Co prawda program kandydatki demokratów jest wciąż bardzo mało konkretny, ale inwestorzy spodziewają się, że będzie ona kontynuowała politykę gospodarczą administracji Bidena.
Czytaj więcej
Amerykańska wiceprezydent startuje jako kandydatka mająca w dużym stopniu kontynuować politykę administracji Joe Bidena. Potrafi też jednak zaskakiwać propozycjami, takimi jak pomysł walki ze „spekulantami” spożywczymi.