Ożywienie gospodarcze w eurolandzie może zostać odwołane

Co prawda większość prognoz ekonomistów mówi, że strefa euro może uniknąć recesji, ale niewiele potrzeba, by jej PKB spadał przez dwa kwartały z rzędu. Wystarczy kolejny wstrząs zewnętrzny, na przykład w postaci zmniejszenia dostaw gazu z Rosji.

Publikacja: 10.07.2022 21:00

Stosunkowo wysoka inflacja może w nadchodzących miesiącach ograniczać apetyty europejskich konsument

Stosunkowo wysoka inflacja może w nadchodzących miesiącach ograniczać apetyty europejskich konsumentów i znacząco osłabiać ożywienie gospodarcze po pandemii.

Foto: AFP

Rynek wysyła jednoznaczne sygnały. Mówią, że spodziewa się silnego pogorszenia sytuacji gospodarczej w Europie. Euro stało się najsłabsze od 20 lat wobec dolara. Od początku roku straciło już około 10 proc. wobec amerykańskiej waluty, a w zeszłym tygodniu jego kurs spadł poniżej 1,02 USD za 1 euro. – Osiągnięcie przez euro parytetu z dolarem jest już tylko kwestią czasu – twierdzi Neil Jones, szef sprzedaży foreksowej dla inwestorów instytucjonalnych w Mizuho.

Model wypracowany przez agencję Bloomberg wskazuje, na podstawie notowań opcji, że jest obecnie 60 proc. szans na to, że euro osiągnie parytet z dolarem. Z frankiem szwajcarskim już go osiągnęło i osłabło jeszcze bardziej – w zeszłym tygodniu za 1 euro płacono mniej niż 1 franka. Wygląda na to, że inwestorzy spodziewają się, że Europejski Bank Centralny nie będzie taki jastrzębi, jak jeszcze niedawno przewidywali. Na rynku zaczyna zwyciężać przekonanie, że recesja zmusi EBC do wstrzymania się z podwyżkami stóp procentowych na jesieni lub zimą. Rynek przeszedł więc od obaw przed inflacją do strachu przed recesją.

Wyceny strachu

Część inwestorów wyraźnie „poczuła krew” na rynku europejskim. Fundusz hedgingowy Bridgewater Associates, założony przez rynkowego guru Raya Dalio, ujawnił w czerwcu, że zajmuje krótkie pozycje na akcjach europejskich spółek warte 10,5 mld USD. Były one dwa razy większe niż kilka tygodni wcześniej. Wśród spółek, których przeceny spodziewał się Bridgewater, znalazły się m.in.: Banco Santander, BNP Paribas, AXA, Allianz, BASF, francuski koncern energetyczny Total i niderlandzki producent mikroprocesorów ASML Holding. Co prawda paneuropejski indeks giełdowy Stoxx Europe 600 jeszcze oficjalnie nie wszedł w rynek niedźwiedzia, ale niewiele mu do tego brakuje. W bessie jest już jednak na przykład niemiecki DAX, który od szczytu stracił ponad 20 proc.

Analitycy Credit Suisse szacują natomiast, że notowania akcji europejskich banków wyceniają obecnie bardzo skrajny scenariusz przewidujący: 40-proc. spadek zysków spółek, przecenę na rynku nieruchomości sięgającą 40 proc., spadek PKB strefy euro nawet o 10 proc., a także utrzymywanie się stopy bezrobocia powyżej 12 proc. przez trzy lata. To byłoby załamanie, które przyćmiłoby wstrząsy związane z pandemią, kryzys zadłużeniowy w strefie euro i globalny kryzys finansowy z lat 2007–2009. Czyżby więc obawy inwestorów były przesadzone?

Agencja Bloomberg ocenia obecnie prawdopodobieństwo recesji w strefie euro w ciągu nadchodzących 12 miesięcy na 30 proc. Jest ono nieco niższe niż dla USA (33 proc.) i Wielkiej Brytanii (35 proc.), ale znacząco mniejsze niż dla Polski (42,5 proc.). Prognozy wzrostu na 2022 r. zebrane przez Bloomberg wahają się od 2 do 3,2 proc. Najbardziej pesymistyczne projekcje mówią o spadku PKB o 0,6 proc. kw./kw. w II kwartale, o 0,2 proc. w trzecim, o 0,7 proc. w czwartym i o 0,5 proc. w pierwszych trzech miesiącach 2023 r. Tylko trzy instytucje (Berenberg Bank, Barclays i Rabobank) prognozują, że na przełomie lat będą dwa kwartały spadkowe z rzędu, czyli że dojdzie do technicznej recesji w Eurolandzie. Ta recesja powinna być jednak dość płytka. Większość analityków nakreśliła jednak scenariusze, w których strefie euro uda się uniknąć recesji. Skoro więc prognozy ekonomistów nie są szczególnie pesymistyczne, to czego właściwie obawiają się inwestorzy?

Czytaj więcej

Euroland czeka kilka poważnych testów

W obecnym, mocno niepewnym środowisku międzynarodowym wszelkie prognozy są oczywiście obarczone dużym ryzykiem. Nie wiemy, jak potoczy się wojna w Ukrainie oraz czy zimą czeka Europę duży niedobór gazu. Niepokojące jest choćby to, że Rosja zmniejszyła przesył gazu gazociągiem Nord Stream 1 do 40 proc. jego mocy.

„W naszym scenariuszu bazowym przepływ gazu przez Nord Stream 1 powinien pozostać na poziomie 40 proc. mocy przesyłowej, po zakończeniu lipcowego okresu konserwacyjnego. Spodziewamy się więc wyższych cen gazu w przyszłości oraz tego, że przemysłowy popyt na gaz spadnie jeszcze bardziej. Odpowiednio obniżyliśmy więc nasze prognozy wzrostu gospodarczego na następne kilka kwartałów. Spodziewamy się teraz, że wzrost gospodarczy w III kwartale wyniesie tylko 0,1 proc. (wobec 0,2 proc. prognozowanych poprzednio) i 0 proc. (wobec 0,3 proc. w poprzedniej prognozie). To obniża naszą prognozę wzrostu dla strefy euro znacząco poniżej oczekiwań (po 0,5 proc. dla III i IV kwartału) i obniża naszą projekcję na 2023 r. do 1,1 proc., podczas gdy średnia oczekiwań zakłada 1,9 proc. Spodziewamy się, że strefa euro znajdzie się w II połowie roku na krawędzi recesji i oczekujemy technicznej recesji w Niemczech i Włoszech” – piszą analitycy Goldmana Sachsa.

gg parkiet

Są też bardziej apokaliptyczne prognozy. Na przykład Bawarskie Stowarzyszenie Biznesu (VBW) ostrzega, że całkowite wstrzymanie eksportu rosyjskiego gazu do Niemiec może doprowadzić do skurczenia się największej gospodarki strefy euro aż o 12,7 proc. i utraty 5,6 mln miejsc pracy w Niemczech. Lutz Diederichs, szef niemieckiego oddziału BNP Paribas, stwierdził natomiast, że zmniejszenie dostaw gazu z Rosji doprowadziłoby do recesji w Niemczech i sprawiło, że działające w RFN banki musiałyby zwiększyć rezerwy na złe długi.

Za sygnał ostrzegawczy można uznać to, że Niemcy miały w maju deficyt handlowy po raz pierwszy od 1991 r. Ich eksport spadł wówczas o 0,5 proc. w porównaniu z kwietniem, ale import wzrósł o 2,7 proc., co było w dużym stopniu skutkiem wzrostu cen surowców. Pewnym pocieszeniem może być to, że niemiecka produkcja przemysłowa zwiększyła się w maju o 0,2 proc. m./m. Analitycy ING zwracają jednak uwagę na to, że ten wzrost był zbyt mały, by zmniejszyć obawy inwestorów przed recesją w Niemczech.

Gorące jesień i zima?

– Spójrzmy na Europę. Loty i pociągi są odwoływane, gdyż nie ma wystarczającej liczby wykwalifikowanych pracowników. Branża transportowa była źle przygotowana na postcovidowy sezon letni. Wysoka inflacja prowadzi do „anulowania” konsumpcji, a także coraz bardziej do „anulowania” nowych inwestycji oraz zamówień przemysłowych. W rezultacie tego długo oczekiwane ożywienie gospodarcze w strefie euro również zostało odwołane. Odbicie aktywności gospodarczej po lockdownach w sektorze usług miało przeciwwagę w postaci wojny na Ukrainie, nowych napięć w łańcuchach dostaw i wysokiej inflacji. Choć wielu Europejczyków próbuje się cieszyć latem, to na horyzoncie są bardzo gorąca ekonomicznie jesień i okres zimowy – wskazuje Carsten Brzeski, ekonomista ING.

Czytaj więcej

Spokojnie, to tylko normalizacja polityki

To sprawia, że w trudnej sytuacji są nie tylko rządy państw strefy euro, ale również Europejski Bank Centralny. Rynek spodziewa się, że 21 lipca podniesie stopy procentowe o 25 pkt baz. (główną do 0,25 proc., a depozytową do minus 0,25 proc.). Musiał to kiedyś zrobić – wszak inflacja konsumencka w strefie euro doszła w czerwcu do 8,6 proc. r./r., a w dziewięciu krajach Eurolandu była wtedy dwucyfrowa (w Estonii sięgnęła aż 22 proc.). Stopy procentowe w strefie euro, nawet po lipcowej podwyżce, będą wciąż bardzo niskie. Ale na jesieni EBC może już być zmuszony do bardziej ostrożnego postępowania. Groźba recesji może go skłaniać do zacieśniania polityki pieniężnej w wolnym tempie. To natomiast może znów zwiększyć presję na wyprzedaż euro, zwłaszcza jeśli dolar będzie traktowany jako bezpieczna przystań.

Peryferia strefy euro wciąż odczuwają skutki poprzednich kryzysów

PKB strefy euro wrócił na poziom sprzed pandemii dopiero w styczniu 2019 r. Euroland podniósł się więc gospodarczo później niż Stany Zjednoczone czy Polska. Niektóre jego kraje wciąż jednak nie wróciły na poziomy PKB z końcówki 2019 r. Kilka miesięcy temu prognozowano, że Włochom i Hiszpanii uda się to dopiero gdzieś w 2023 r. Kolejny kryzys na horyzoncie (związany z wojną w Ukrainie i przyspieszającą inflacją) sprawia jednak, że ta perspektywa znów się oddala.

Czy dla części krajów Eurolandu ostatnia dekada była stracona? PKB na głowę w Hiszpanii (liczony według parytetu siły nabywczej) wzrósł z 31,9 tys. USD w 2011 r. do 41,8 tys. USD w 2021 r. W tym czasie we Włoszech zwiększył się z 36,3 tys. USD do 46,2 tys. USD, w Portugalii z 26,8 tys. do 36,8 tys. USD, a w Grecji z 25,6 tys. do 32,2 tys. USD. W nienależącej do strefy euro Polsce PKB na głowę zwiększył się natomiast w tym okresie z 22,8 tys. do 37,8 tys. USD. Polska przegoniła więc pod względem zamożności Portugalię. Czechy odnotowały w tym czasie skok z 29 tys. do 43,8 tys. USD, a Węgry z 23 tys. do 37,1 tys.USD. HK

Gospodarka światowa
Kontrariańska fala podmywa Wall Street. Ameryka wcale nie jest taka wyjątkowa
Gospodarka światowa
Rosja: Sankcje biją w handel
Gospodarka światowa
Żywność znów drożeje
Gospodarka światowa
Gigant BlackRock uderzył na alarm. Fundusz został zaatakowany
Gospodarka światowa
Co się kryje za wielkim procesem wietnamskiej potentatki?
Gospodarka światowa
Rajd na Wall Street zagrożony. Czego potrzebują traderzy?