W czerwcu średnia cena etyliny 95 na amerykańskich stacjach benzynowych po raz pierwszy w historii przekroczyła 5 USD za galon (1 galon to 3,785 litra). Od tego czasu lekko spadła i w zeszłym tygodniu sięgała, w przeliczeniu na litry, 1,37 USD za 1 litr. To wciąż niewiele w porównaniu z cenami benzyny w Europie. Amerykanie płacili wówczas za litr etyliny 95 mniej niż mieszkańcy Malty mający najtańsze paliwo w UE (1,41 USD za litr, wobec 2,66 USD w Finlandii, kraju o najdroższym paliwie w Unii). Mimo to takie ceny budzą niezadowolenie społeczne. Wszak Amerykanie zużywają dużo benzyny w życiu codziennym, a jak by nie patrzeć, jej ceny stały się dla nich niedawno rekordowe. Niezadowolenie z tym związane przekłada się na erozję poparcia dla prezydenta Joe Bidena. Średnia sondażowa wskazuje, że popiera go 39,6 proc. Amerykanów, a jeden z sondaży daje mu tylko 33 proc. Tak złych notowań na podobnym etapie prezydentury nie mieli nawet Jimmy Carter i Gerald Ford. Na dystrybutorach stacji benzynowych jacyś dowcipnisie przylepiają naklejki z Joe Bidenem wskazującym na ceny benzyny. To fatalnie wróży szansom Partii Demokratycznej w jesiennych wyborach „w środku kadencji” do Kongresu.
Nic dziwnego więc, że prezydent Biden desperacko próbuje zaradzić paliwowej drożyźnie. Wypuścił na rynek już tyle ropy z rezerwy strategicznej, że zapasy znajdującego się w niej surowca spadły do najniższego poziomu od 1986 r. Prezydent zaproponował również, by na trzy miesiące zawiesić federalny podatek paliwowy (wynoszący 18 centów za galon w przypadku benzyny i 24 centy za galon w przypadku diesla). Biden apelował również do firm naftowych, by produkowały więcej paliwa. Zagroził im nawet bliżej nieokreśloną rządową interwencją. „Jesteśmy przygotowani, by użyć wszelkich rozsądnych i odpowiednich narzędzi w dyspozycji rządu federalnego oraz nadzwyczajnych uprawnień, by zwiększyć zdolności przerobowe rafinerii oraz produkcję w krótkim terminie” – napisał Biden.
Przerzucanie się winą
Branża naftowa oczywiście nie chce, by demokraci zrobili z niej kozła ofiarnego w obecnym kryzysie energetycznym. Daje więc do zrozumienia, że robi, co może, by zwiększyć wydobycie i rafinację ropy w Stanach Zjednoczonych.
„Byliśmy w regularnym kontakcie z administracją, by przedstawiać prezydentowi i jego personelowi aktualne informacje, pokazujące jak ExxonMobil inwestował więcej niż jakakolwiek inna spółka, by rozwinąć amerykańską podaż ropy i gazu. Przez ostatnie pięć lat zainwestowaliśmy w USA ponad 50 mld USD, co skutkowało wzrostem naszej produkcji ropy w USA o prawie 50 proc. w tym okresie. Globalnie zainwestowaliśmy w ciągu ostatnich pięciu lat ponad dwa razy więcej, niż zarobiliśmy. Wydaliśmy 118 mld USD na nowe źródła ropy i gazu, podczas gdy nasz zysk netto wyniósł 55 mld USD. (...) Inwestowaliśmy w czasie dekoniunktury, by zwiększyć zdolności do przetwarzania amerykańskiej lekkiej ropy o 250 tys. baryłek dziennie, co jest odpowiednikiem zbudowania średniej rafinerii. Kontynuowaliśmy inwestycje nawet w trakcie pandemii, gdy straciliśmy ponad 20 mld USD i musieliśmy pożyczyć 30 mld USD, by utrzymać inwestycje” – mówi oświadczenie koncernu ExxonMobil.
Mimo deklarowanego przez koncerny wzrostu inwestycji z ostatnich lat produkcja ropy w USA nie wróciła jeszcze na poziom sprzed pandemii. W tygodniu zakończonym 10 czerwca wydobycie wynosiło 12 mln baryłek dziennie, podczas gdy w marcu 2020 r. dochodziło ono do 13,1 mln baryłek dziennie.