Wielki amerykański spór o ceny benzyny i krajową produkcję ropy

Administracja Bidena posądza koncerny naftowe o to, że za mało produkują, bo są chciwe. Przedstawiciele tej branży wskazują natomiast, że to polityka biurokratów z Waszyngtonu przeszkadza im w inwestowaniu w wydobycie oraz w rafinację.

Publikacja: 02.07.2022 17:36

Wielki amerykański spór o ceny benzyny i krajową produkcję ropy

Foto: Bloomberg

W czerwcu średnia cena etyliny 95 na amerykańskich stacjach benzynowych po raz pierwszy w historii przekroczyła 5 USD za galon (1 galon to 3,785 litra). Od tego czasu lekko spadła i w zeszłym tygodniu sięgała, w przeliczeniu na litry, 1,37 USD za 1 litr. To wciąż niewiele w porównaniu z cenami benzyny w Europie. Amerykanie płacili wówczas za litr etyliny 95 mniej niż mieszkańcy Malty mający najtańsze paliwo w UE (1,41 USD za litr, wobec 2,66 USD w Finlandii, kraju o najdroższym paliwie w Unii). Mimo to takie ceny budzą niezadowolenie społeczne. Wszak Amerykanie zużywają dużo benzyny w życiu codziennym, a jak by nie patrzeć, jej ceny stały się dla nich niedawno rekordowe. Niezadowolenie z tym związane przekłada się na erozję poparcia dla prezydenta Joe Bidena. Średnia sondażowa wskazuje, że popiera go 39,6 proc. Amerykanów, a jeden z sondaży daje mu tylko 33 proc. Tak złych notowań na podobnym etapie prezydentury nie mieli nawet Jimmy Carter i Gerald Ford. Na dystrybutorach stacji benzynowych jacyś dowcipnisie przylepiają naklejki z Joe Bidenem wskazującym na ceny benzyny. To fatalnie wróży szansom Partii Demokratycznej w jesiennych wyborach „w środku kadencji” do Kongresu.

Nic dziwnego więc, że prezydent Biden desperacko próbuje zaradzić paliwowej drożyźnie. Wypuścił na rynek już tyle ropy z rezerwy strategicznej, że zapasy znajdującego się w niej surowca spadły do najniższego poziomu od 1986 r. Prezydent zaproponował również, by na trzy miesiące zawiesić federalny podatek paliwowy (wynoszący 18 centów za galon w przypadku benzyny i 24 centy za galon w przypadku diesla). Biden apelował również do firm naftowych, by produkowały więcej paliwa. Zagroził im nawet bliżej nieokreśloną rządową interwencją. „Jesteśmy przygotowani, by użyć wszelkich rozsądnych i odpowiednich narzędzi w dyspozycji rządu federalnego oraz nadzwyczajnych uprawnień, by zwiększyć zdolności przerobowe rafinerii oraz produkcję w krótkim terminie” – napisał Biden.

Przerzucanie się winą

Branża naftowa oczywiście nie chce, by demokraci zrobili z niej kozła ofiarnego w obecnym kryzysie energetycznym. Daje więc do zrozumienia, że robi, co może, by zwiększyć wydobycie i rafinację ropy w Stanach Zjednoczonych.

„Byliśmy w regularnym kontakcie z administracją, by przedstawiać prezydentowi i jego personelowi aktualne informacje, pokazujące jak ExxonMobil inwestował więcej niż jakakolwiek inna spółka, by rozwinąć amerykańską podaż ropy i gazu. Przez ostatnie pięć lat zainwestowaliśmy w USA ponad 50 mld USD, co skutkowało wzrostem naszej produkcji ropy w USA o prawie 50 proc. w tym okresie. Globalnie zainwestowaliśmy w ciągu ostatnich pięciu lat ponad dwa razy więcej, niż zarobiliśmy. Wydaliśmy 118 mld USD na nowe źródła ropy i gazu, podczas gdy nasz zysk netto wyniósł 55 mld USD. (...) Inwestowaliśmy w czasie dekoniunktury, by zwiększyć zdolności do przetwarzania amerykańskiej lekkiej ropy o 250 tys. baryłek dziennie, co jest odpowiednikiem zbudowania średniej rafinerii. Kontynuowaliśmy inwestycje nawet w trakcie pandemii, gdy straciliśmy ponad 20 mld USD i musieliśmy pożyczyć 30 mld USD, by utrzymać inwestycje” – mówi oświadczenie koncernu ExxonMobil.

Mimo deklarowanego przez koncerny wzrostu inwestycji z ostatnich lat produkcja ropy w USA nie wróciła jeszcze na poziom sprzed pandemii. W tygodniu zakończonym 10 czerwca wydobycie wynosiło 12 mln baryłek dziennie, podczas gdy w marcu 2020 r. dochodziło ono do 13,1 mln baryłek dziennie.

Niektórzy wskazują, że niewystarczająca produkcja to przede wszystkim skutek kryzysu, który dotknął spółek wydobywających ropę ze złóż łupkowych. Wiele z nich było mocno zadłużonych, a załamanie cen ropy towarzyszące pandemii wywołało falę bankructw w branży. Ponadto akcjonariusze mniejszych spółek byli bardziej nastawieni na szybki zysk, więc źle patrzyli na inwestycje w wydobycie. Jednakże obecnie producenci ropy ze złóż łupkowych znów korzystają z lepszej koniunktury. Administracja Informacji Energetycznych (EIA) szacowała, że w czerwcu 2021 r. wydobycie ropy w USA ze złóż łupkowych wynosiło 7,77 mln baryłek dziennie. W czerwcu 2022 r. doszło już ono do 8,76 mln baryłek dziennie. Stosunkowo niewiele już więc brakuje do osiągnięcia poziomu produkcji z lutego 2021 r., czyli 9,16 mln baryłek dziennie.

Czemu więc cała produkcja ropy naftowej w USA jest o ponad 1 mln baryłek dziennie mniejsza niż w 2020 r.? Niektórzy winią za to politykę administracji prezydenta Bidena oraz modę na ESG, z którą wiąże się unikanie przez banki oraz fundusze inwestycji w spółki z branży paliw kopalnych. „Podaż nie dotrzymywała tempa popytowi częściowo z powodu niedoinwestowania w ostatnich latach spowodowanego przez czynniki geopolityczne i siły rynkowe, politykę rządową oraz nastroje inwestorów” – piszą eksperci Amerykańskiego Instytutu Naftowego (API).

Jedną z pierwszych decyzji administracji Bidena było cofnięcie pozwolenia na budowę rurociągu Keystone XL, który miał transportować ropę z kanadyjskich piasków roponośnych do Luizjany. W ślad za tym poszło również zaostrzanie norm ekologicznych i ograniczanie wydawania pozwoleń na wydobycie w takich miejscach jak Alaska.

– Administracja udaje, że nikt nie zwracał uwagi na to, że zamykała rurociągi, wstrzymywała dzierżawy pól wydobywczych i sprawiała, że trudniej było produkować tam, gdzie to możliwe. Teraz udaje, że jest zaskoczona tym, że ceny benzyny rosną – twierdzi Dan Kish, analityk Instytutu Badań nad Energią (IER).

Korekta kursu?

Eksperci API przygotowali dla rządu USA listę rekomendacji, których spełnienie pozwoli na zwiększenie produkcji ropy naftowej. Według nich Departament Zasobów Wewnętrznych powinien szybko zmniejszyć ograniczenia dotyczące wydobycia ropy na gruntach federalnych oraz na szelfie kontynentalnym i przeprowadzić aukcje koncesji. Kongres powinien nadać priorytet projektom inwestycyjnym zwiększającym produkcję i rafinację ropy oraz usprawniającym jej dystrybucję. Powinny zostać również ograniczone biurokratyczne bariery środowiskowe. Proces oceny wpływu danego projektu na środowisko naturalne powinien się odbywać maksymalnie przez dwa lata, według ujednoliconych standardów. Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) mogłaby się natomiast wycofać z nadmiernych i mało efektywnych wymogów dotyczących raportowania przez spółki o kwestiach środowiskowych i ich wpływie na globalne zmiany klimatyczne. Poprawiłoby to firmom naftowym dostęp do kapitału. Ponadto Kongres mógłby poszerzyć zakres stosowania ulg podatkowych dla spółek wykorzystujących technologie przechwytywania i magazynowania dwutlenku węgla. Korzystna dla branży byłaby też ulga podatkowa przyznawana za pozyskiwanie wodoru ze wszystkich źródeł.

Czy jednak są szanse na wprowadzenie takich zmian? Niektóre z nich mają szansę na wdrożenie przez demokratów, ale część mogłaby zostać źle przyjęta przez ich elektorat. Partia Demokratyczna od lat pozycjonuje się bowiem jako „ekologiczna”. Źle wróży choćby niedawne zachowanie prezydenta Bidena wobec przedstawicieli branży. Zaprosił on w czerwcu prezesów koncernów naftowych do Białego Domu, by po kilku dniach odwołać spotkanie i zamiast z nimi spotkać się z prezesami firm z sektora energetyki wiatrowej. Biden jednocześnie stara się namówić Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie do zwiększenia wydobycia ropy. Wielu jego krytyków wypomina mu, że w pierwszej kolejności powinien prosić o to firmy krajowe.

Czy USA całkiem odcięły się od rosyjskiej ropy?

Pod koniec zeszłego tygodnia amerykańskie służby celne zatrzymały tankowiec, który zmierzał do Nowego Orleanu. Okręt ów należał do greckiego armatora TMS Tankers, a wyczarterowała go szwajcarska firma Vitol, zajmująca się handlem surowcami. Celnicy wkroczyli na statek i nie pozwolili mu wpłynąć do portu, gdyż przewoził rosyjską ropę, załadowaną na Półwyspie Tamańskim.

Administracja Bidena na początku marca wprowadziła zakaz importu rosyjskiej ropy do USA. Pozwoliła jednak na realizacje zobowiązań wynikających z niektórych kontraktów i na dopłynięcie do amerykańskich portów tym tankowcom, które wcześniej wyruszyły w trasę. Wyjątki te przestały obowiązywać po 22 kwietnia. Od tamtej pory przewożenie rosyjskiej ropy do USA jest nielegalne.

Według danych amerykańskiej Administracji Informacji Energetycznych (EIA) jeszcze w marcu sprowadzono do USA 17,8 mln baryłek rosyjskiej ropy. Za rządów Bidena import ten osiągnął szczyt w sierpniu 2021 r. Wyniósł wówczas 24,6 mln baryłek i był najwyższy od maja 2009 r. Za rządów administracji Donalda Trumpa sięgnął on maksymalnie 21,6 mln baryłek w grudniu 2019 r.HK

Gospodarka światowa
PKB USA rozczarował w pierwszym kwartale
Gospodarka światowa
Nastroje niemieckich konsumentów nadal się poprawiają
Gospodarka światowa
Tesla chce przyciągnąć klientów nowymi, tańszymi modelami
Gospodarka światowa
Czy złoto będzie drożeć dzięki Chińczykom?
Gospodarka światowa
Czy cena złota dojdzie do 3000 dolarów za uncję?
Gospodarka światowa
Nastroje w niemieckim biznesie nadal się poprawiają