Gdy w drugiej połowie ubiegłego roku kryzys finansowy nabrał rozpędu, a światowa gospodarka osunęła się w recesję, banki centralne podjęły się bezprecedensowego luzowania polityki pieniężnej. W wielu krajach stopy procentowe zostały sprowadzone w pobliże zera. Pojawiające się w ostatnich miesiącach zwiastuny ożywienia gospodarczego skłoniły jednak władze pieniężne do opracowania planów wycofania się z tych stymulacyjnych działań.
Bank Izraela jako pierwszy wdrożył te plany w życie, podnosząc niespodziewanie w ubiegłym tygodniu główną stopę procentową. Na rynkach trwa zgadywanka, który z banków centralnych świata najszybciej pójdzie w jego ślady.
[srodtytul]EBC bez pośpiechu[/srodtytul]
Izraelska gospodarka rozwijała się w II kwartale w rocznym tempie 1 proc., po tym jak w poprzednich dwóch kwartałach kurczyła się – ale stosunkowo niewiele. To, że recesja w Izraelu okazała się stosunkowo płytka, sprawiło, że presja inflacyjna jest tam silniejsza niż w innych krajach. W lipcu ceny rosły w rocznym tempie 3,5 proc., o 0,5 pkt proc. powyżej górnej granicy celu inflacyjnego Banku Izraela. Jego szef Stanley Fisher postanowił więc zwiększyć koszt pieniądza z 0,5 proc., do 0,75 proc.
W czwartek o wysokości stopy procentowej zadecyduje Europejski Bank Centralny. Oczekuje się, że utrzyma koszt pieniądza na poziomie 1 proc., choć niektóre gospodarki strefy euro w II kwartale wyszły z recesji. Niektórzy ekonomiści spodziewają się wręcz, że ze względu na deflację (ceny konsumpcyjne spadły w lipcu o 0,7 proc. rok do roku) EBC będzie zmuszony wkrótce obniżyć stopę refinansową do 0,5 proc. lub nasilić rozpoczęty w lipcu program „ilościowego luzowania” polityki pieniężnej.