Wprowadzone w 2005 r. ograniczenia przewidują, że każdy obcy inwestor lokujący pieniądze na argentyńskim rynku akcji musi ulokować na 12 miesięcy 30 proc. zainwestowanej w ten sposób kwoty na depozycie w banku centralnym. Zdaniem Adelmo Gabbiego, prezesa parkietu w Buenos Aires, zniesienie tego prawa pozwoliłoby na przyciągnięcie na giełdę z zagranicy 10 mld USD.

W czerwcu firma analityczna MSCI (tworząca indeksy MSCI) zdegradowała argentyński rynek akcji z grupy rynków wschodzących do grupy kategorii rynków granicznych („frontier markets”), czyli najsłabiej rozwiniętych na świecie. Spośród państw Ameryki Łacińskiej w grupie tej znajduje się tylko Argentyna. Przyczyną degradacji były właśnie restrykcje nałożone przez rząd na zagraniczne inwestycje. W zeszłym roku Kolumbia, chcąc uniknąć spadku w klasyfikacji MSCI do grupy rynków granicznych, wycofała ograniczenia na przepływy kapitałowe podobne do argentyńskich.

– Chcemy przestać być jedynym państwem regionu przypisanym do indeksu rynków granicznych. Czujemy bowiem, że więcej mamy wspólnego z Ameryką Łacińską niż z Nigerią, Ghaną czy Kenią – stwierdził Gabbi.Argentyńskie władze nie zamierzają obecnie spełnić postulatu prezesa giełdy. – Restrykcje wprowadzone zostały w 2005 r. i pomogły nam zmierzyć się z brutalną zmiennością na rynkach w czasie kryzysu – oznajmiła Cristina Kirchner Fernandez, prezydent Argentyny. Do wprowadzenia ograniczeń przyczynił się jej mąż Nestor Kirchner, poprzedni prezydent.

Nie wykluczyła ona jednak, że w przyszłości dojdzie do zmian w funkcjonowaniu systemu restrykcji inwestycyjnych. – Powinniśmy stworzyć mechanizm, który pozwoli na napływ funduszy, ale w określonym celu, a nie na działania spekulacyjne – zadeklarowała.Merval, główny indeks giełdy w Buenos Aires, wzrósł od początku roku o około 65 proc. W 2005 r. spadł zaś o blisko 50 proc.