Amerykańskie związki zawodowe oraz stowarzyszenia przemysłowe naciskają na administrację Baracka Obamy, aby formalnie oskarżył Chiny o manipulowanie kursem juana w celu wsparcia eksportu. Okazję ku temu Departament Skarbu będzie miał w czwartek, przedstawiając przed Kongresem raport na temat walut głównych partnerów handlowych. – Byłbym w szoku, gdyby administracja Obamy zdecydowała się na ten krok – twierdzi jednak Nicholas Lardy, ekspert ds. Chin w Instytucie Petersona. Tego zdania jest większość analityków.
[srodtytul]Niewykorzystana szansa[/srodtytul]
Zgodnie z amerykańskim prawem Departament Skarbu ma obowiązek podjęcia „w przyspieszonym trybie” negocjacji dwustronnych lub na forum MFW, lub z każdym państwem, którego walutę uzna oficjalnie za sterowaną przez władze. W latach 1992–1994 pięciokrotnie zdecydował się na to w odniesieniu do Chin, lecz od tego czasu żaden z partnerów handlowych USA nie został uznany za „walutowego manipulatora”. Podczas kampanii wyborczej Obama krytykował swojego poprzednika George’a W. Busha za bierność. Zwłaszcza że kwestia zaniżonego kursu juana nabrała wówczas większego znaczenia ze względu na coraz powszechniejsze przekonanie, że nierównowaga handlowa między Chinami a USA była jedną z przyczyn kryzysu.
Gdy jednak w kwietniu administracja Obamy mogła zerwać z polityką poprzedników (raport o walutach Departament Skarbu przygotowuje dwa razy do roku), nie skorzystała z tej okazji. Uznała wówczas, że Pekin podjął działania na rzecz zredukowania nierównowagi handlowej (m. in. przyjął pakiet stymulacyjny, który miał napędzić wewnętrzną konsumpcję, oraz wyhamował akumulację rezerw walutowych) i ograniczyła się do stwierdzenia, że „juan pozostaje silnie niedowartościowany”. Komentatorzy tłumaczyli wówczas, że Waszyngton musiał utrzymać dobre stosunki z Pekinem ze względu na potrzebę międzynarodowej koordynacji działań antykryzysowych.
[srodtytul]Niepocieszeni związkowcy[/srodtytul]