Zwroty z inwestycji były tak duże, mimo że firmy z Chin po Brazylię wyemitowały więcej akcji niż kiedykolwiek wcześniej.W zakończonym wczoraj kwartale spółki z emerging markets pozyskały ze sprzedaży akcji w ramach IPO 39 mld USD. Przewyższa to o 21,3 mld USD kwotę uzyskaną przez firmy z 23 krajów uprzemysłowionych. To największa różnica od co najmniej 2000 roku, kiedy zaczęto zbierać porównywalne dane.

Oferty chińskich firm deweloperskich, brazylijskich banków czy malezyjskiego operatora telefonii komórkowej przyciągnęły inwestorów tym, że indeks MSCI Emerging Markets od marcowego dołka do początku września zyskał prawie 50 proc., ale również dlatego, że tempo wzrostu gospodarczego w tych krajach jest o wiele szybsze niż w USA, strefie euro czy Japonii.

– Inwestorzy mają trochę większe zaufanie do emerging markets niż do rynków rozwiniętych. Zdają sobie sprawę, że lokomotywą wzrostu są teraz kraje rozwijające się – uważa Shane Oliver, szef strategii inwestycyjnej w australijskiej firmie AMP Capital Investors, która na całym świecie zarządza prawie 89 mld USD.

Według najnowszych prognoz produkt krajowy brutto Chin ma w przyszłym roku zwiększyć się o 9,5 proc., Indii o 8 proc., a Brazylii o 3,8 proc. Dla amerykańskiej gospodarki przewiduje się tempo wzrostu na poziomie 2,6 proc., a dla strefy euro i Japonii 1,2 proc.

Inwestorzy chętnie kupują akcje w pierwotnych ofertach na emerging markets również dlatego, że dało się na nich dużo zarobić. W pierwszym miesiącu notowań po debiucie kursy spółek na emerging markets wzrosły średnio o 21 proc., a na rynkach rozwiniętych jedynie o 1,4 proc. W Chinach kontynentalnych, gdzie dostęp zagranicznych inwestorów do rynku kapitałowego nadal jest mocno ograniczony, przeprowadzono ponad jedną trzecią spośród 149 IPO na emerging markets, a średni zwrot po pierwszym miesiącu od debiutu wyniósł 88 proc.