Tak wynika z ich raportów finansowych. Goldman Sachs, Morgan Stanley i JPMorgan Chase, trzy największe instytucje z Wall Street, odłożyły w 2009 r. 39,9 mld USD na wynagrodzenia, mniej od rekordowych 44,7 mld USD z 2007 r. i wyraźnie poniżej spodziewanych ostatnio przez analityków 46,1 mld USD – wyliczyła agencja Bloomberga. A jeszcze w październiku szacowano, że na wynagrodzenia w tych trzech bankach może pójść niemal 50 mld USD.– Nie ma żadnej wątpliwości, że Wall Street zrozumiała przekaz z Waszyngtonu – wskazuje Michal W. Robinson, wiceprezes firmy Levick Strategic Communications i były szef ds. public affairs w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC).
Zarzuty pod adresem bankierów i ich horrendalnych zarobków pojawiały się niemal od początku kryzysu. Prezydent Barack Obama nazywał ostatnio bonusy, które tradycyjnie są wypłacane na początku roku, mianem „nieprzyzwoitych”, a w trakcie przesłuchań w sprawie wynagrodzeń w jednej z komisji Kongresu praktyki banków dotyczące wynagrodzeń określono jako „lekkomyślne”.
W przypadku Goldman Sachs koszty płac wyniosły 16,2 mld USD, co stanowiło tylko 36 proc. rocznych przychodów banku, najmniej od jego debiutu na giełdzie w 1999 r. W IV kwartale firma ujęła z puli na wynagrodzenia 519 mln USD i 500 mln USD przeznaczyła na cele charytatywne.
Jeśli chodzi o Goldman, wczoraj pojawiła się też wiadomość, że w jego londyńskiej filii ustalono maksymalny pułap rocznego wynagrodzenia (płaca i bonus). Wynosi on 1 mln funtów (1,6 mln USD), a obostrzenie to dotknie około 100 osób.
JPMorgan w IV kwartale przeznaczył na wynagrodzenia w swoim banku inwestycyjnym 549 mln USD, aż o 80 proc. mniej niż rok temu. W całym roku było to 9,33 mld USD. Natomiast Morgan Stanley odłożył 14,4 mld USD.