Australia była pierwszym krajem z G20, który zaczął je podnosić w zeszłym roku.

Koszt kredytu wzrósł w Australii od października trzykrotnie, za każdym razem o 25 pb., i od grudnia wynosił 3,75 proc. Podwyżki były konieczne, ponieważ światowy kryzys bardzo łagodnie obszedł się z australijskimi bankami i gospodarką (jako jedna z niewielu uniknęła recesji) i gdyby władze monetarne nie zareagowały, krajowi mogła zacząć zagrażać inflacja.

Oczekiwano, że wczoraj stopy wzrosną po raz kolejny i osiągną poziom 4 proc. Bank Rezerw sprawił jednak niespodziankę. Zostawił stopy bez zmian, uzasadniając, że najpierw chce ocenić skutki wcześniejszego wzrostu oprocentowania. Gubernator banku centralnego Glenn Stevens tłumaczył, że kolejne podwyżki stóp mogą nastąpić w przyszłości, jeśli sytuacja w gospodarce nadal będzie się poprawiać.

Według analityków banku centralnego na koniec roku stopy mogą osiągnąć poziom 4,75 proc.Niespodziewana decyzja wpłynęła wczoraj na osłabienie australijskiego dolara oraz wzrost notowań na giełdach Azji i Pacyfiku. Główny indeks akcji w Sydney zyskał 1,8 proc. W innych dużych gospodarkach rozwiniętych, które dopadła w zeszłym roku recesja, koszty kredytu ciągle są na historycznie niskim poziomie. Według ekonomistów dziś bez zmian pozostaną stopy w Norwegii (główna wynosi 1,75 proc.), a jutro w strefie euro (1 proc.).