Strategia inwestowania co roku w akcje z rynków, które w poprzednim roku były najsłabsze, jest bardziej lukratywna niż lokowanie w akcje z najlepszych giełd. Tak przynajmniej było w gronie rynków wschodzących podczas ośmiu lat spośród minionych jedenastu – wyliczyli analitycy banku UBS. Bieżący rok dotychczas również dowodzi skuteczności tej strategii.
[srodtytul]Przeskakiwanie warte fatygi[/srodtytul]
Spośród 22 rynków klasyfikowanych jako wschodzące w 2009 r. najgorzej radziły sobie Czechy, Polska, Meksyk, Malezja i Izrael. Inwestor, który ulokowałby po 20 proc. swoich środków w główne indeksy tych giełd, uzyskałby stopę zwrotu rzędu 48 proc. Gdyby swój kapitał rozłożył między najlepsze rynki wschodzące – Rosję, Turcję, Indonezję, Brazylię i Indie – zarobiłby niemal 94 proc. W tym czasie indeks obejmujący wszystkie emerging markets (MSCI EM) zyskał 74 proc.
Uparte trzymanie się ubiegłorocznych liderów w pierwszych miesiącach 2010 r. przyniosłoby stopę zwrotu rzędu 1,7 proc. Przekierowanie kapitału na najgorsze ubiegłoroczne rynki dałoby zarobić dwukrotnie więcej. Indeks MSCI EM drgnął w tym czasie o 0,4 proc. w górę.Jeffrey Palma i Stephen Mo z UBS pokazali, że takie przeskakiwanie jest skuteczne także w dalszej perspektywie. Założyli, że inwestor w 1998 r. wybrał pięć rynków wschodzących, które rok wcześniej były najsłabsze.
Gdyby co roku przemodelowywał swój portfel zgodnie z tą zasadą, do końca 2009 r. pomnożyłby kapitał o blisko 800 proc. Odwrotna strategia – wybieranie w każdym roku rynków, które w poprzednim były najlepsze – przyniosłaby mu 200-proc. stopę zwrotu, natomiast naśladowanie indeksu MSCI EM pozwoliłoby zarobić ponad 300 proc.