Skąd takie przypuszczenia? W 2013 r. Sergio Lerner, szef inwestującej w wirtualne waluty firmy rsk.co, zidentyfikował konto zawierające 980 tys. bitcoinów jako należące do Nakamoto. Bitcoiny te pochodziły z jednego źródła wydobycia, wydobywano je od 2010 r. (czyli roku powstania tej wirtualnej waluty), a właściciel nigdy nie pozbywał się ich ze swojego konta. To wskazuje, że nie traktował bitcoina jako przedmiotu spekulacji i miał absolutną wiarę w wartość tej waluty.
Inwestycje dokonane przez tajemniczego właściciela tego konta okazały się jak dotąd bardzo trafne. O ile w 2010 r. za 1 bitcoina płacono kilka centów, o tyle we wtorek po południu już 7220 USD. W niedzielę kurs najpopularniejszej wirtualnej waluty sięgnął rekordowego poziomu 7590 USD, a kapitalizacja jej rynku wyniosła 125 mld USD (czyli tyle, co kapitalizacja koncernu Nvidia). Bezpośrednim impulsem do zwyżki do rekordowego poziomu była czystka wśród prominentów z Arabii Saudyjskiej, w której został aresztowany m.in. znany inwestor, książę Alwaleed bin Talal (ironią losu jest to, że Alwaleed mówił jakiś czas temu, że „bitcoin to oszustwo podobne jak Enron"). Choć część ekspertów od dawna wskazuje, że na rynku bitcoina powstała wielka bańka, to wciąż można spotkać się z prognozami mówiącymi, że ta waluta ma potencjał do zwyżek. Analitycy Goldman Sachs prognozują, że kurs bitcoina może sięgnąć 8000 USD, a później wejść w fazę konsolidacji.
Dotychczasowe próby identyfikacji osoby kryjącej się za pseudonimem Satoshi Nakamoto okazały się nieskuteczne. W 2014 r. amerykański „Newsweek" twierdził, że twórcą bitcoina jest mieszkaniec Kalifornii o nazwisku Dorian Satoshi Nakamoto. On wszystkiemu jednak ostro zaprzeczał. W 2016 r. spekulowano zaś, że prawdziwym Satoshim jest australijski biznesmen Craig Wright. Choć ten przedsiębiorca wyraźnie wskazywał, że jest twórcą bitcoina, spora część ekspertów uznała jego wyjaśnienia za mało przekonujące. Tajemniczy miliarder wciąż się nie ujawnił.