To może być wstęp do podwyżek ceł na auta. Kwietniowa prezydencka decyzja o podwyższeniu ceł importowych na stal i aluminium była również oficjalnie uzasadniona względami bezpieczeństwa narodowego.
– Są dowody sugerujące, że przez dekady import prowadził do erozji naszego sektora motoryzacyjnego – stwierdził Wilbur Ross, amerykański sekretarz handlu. Z danych jego resortu wynika, że udział importowanych aut osobowych na rynku amerykańskim wzrósł przez ostatnie 20 lat z 32 do 48 proc. W tym czasie zatrudnienie przy produkcji samochodów w USA spadło o 22 proc. – Co roku importuje się do tego kraju 8 mln samochodów. Jednym z powodów tego wielkiego importu jest to, że cła na samochody i części samochodowe wynoszą u nas tylko 2,5 proc. – przypomniał Ross.
Wieści o rozpoczętym amerykańskim dochodzeniu uderzyły w akcje firm motoryzacyjnych z Azji i Europy. Papiery Hyundaia straciły w ciągu czwartkowej sesji ponad 3 proc. , akcje koncernu Renault spadały po południu o 1,7 proc., papiery Volkswagena traciły 2,7 proc., a BMW spadały o 2 proc. Ewentualna podwyżka ceł uderzyłaby w pierwszej kolejności w Meksyk, Kanadę, Niemcy, Japonię i Koreę Południową.
– Uznajemy to za prowokację – deklaruje Eric Schweitzer, przewodniczący Stowarzyszenia Niemieckich Izb Przemysłowo-Handlowych. W 2017 r. trafiły z Niemiec do USA nowe auta osobowe za 20 mld USD.
Podwyżka ceł zaszkodziłaby też Polsce, Czechom, Słowacji i Węgrom. Słowacja była w zeszłym roku na 9. miejscu największych importerów nowych aut osobowych do USA, a Węgry na 11. Polska znalazła się na miejscu 23. z importem wynoszącym 73,8 mln USD. HK