Hang Seng, indeks giełdy w Hongkongu, stracił w piątek 1,1 proc. i zamknął się poniżej poziomu 26 tys. pkt. Znalazł się najniżej od pierwszego tygodnia września. Inwestorzy reagowali w ten sposób na zaostrzenie przez Carrie Lam, szefową administracji Hongkongu, przepisów wymierzonych w uczestników trwających w tej metropolii wielkich protestów. Nowe przepisy zabraniają protestującym zasłaniania twarzy maskami. Lam uspokaja, że to zarządzenie nie oznacza wprowadzenia stanu wojennego, ale nie sięgano w Hongkongu po podobne regulacje od 1967 r. Inwestorzy obawiają się więc, że kryzys polityczny w tej metropolii jedynie się zaostrzy i że zaszkodzi to pozycji Hongkongu jako wielkiego centrum finansowego.

– Sięgnięcie po to prawo może zniszczyć reputację Hongkongu jako miasta cieszącego się wolnością i stosunkowo stabilnym rynkiem. To może uspokoić protesty, ale jednocześnie doprowadzić do zaostrzenia działań przez bardziej radykalnych demonstrantów – twierdzi Jackson Wong, dyrektor w firmie Amber Hill Capital.

Hang Seng stracił w trzecim kwartale ponad 10 proc. i był to jego najgorszy kwartał od czterech lat. Od tegorocznego szczytu, osiągniętego w kwietniu, indeks spadł o 14 proc. i znalazł się na podobnym poziomie jak na początku roku. Od rekordu z 2018 r. zniżkował o 22 proc. Oprócz rozpoczętych w czerwcu wielkich protestów wymierzonych we władze w Pekinie i w lokalną administrację rynkowi ciąży też amerykańsko-chińska wojna handlowa. Prognozy mówią, że zyski spółek notowanych na giełdzie w Hongkongu mogą spaść w tym roku najbardziej od globalnego kryzysu. – Gdyby gospodarka Hongkongu wpadła w recesję, to Hang Seng mógłby spaść o 25 proc. do końca 2020 r. – prognozuje Isaac Poole, analityk z firmy Oreana Financial Services.