Rząd nie chce oszczędzać. Liczy, że gospodarka się nie załamie

Deficyt państwa ma w tym roku mocno wzrosnąć w efekcie dużych transferów dla Polaków – wynika z rządowych planów. Zdaniem ekonomistów to jednak słaba strategia na czas wojny.

Aktualizacja: 08.05.2022 18:14 Publikacja: 08.05.2022 17:20

Rząd nie chce oszczędzać. Liczy, że gospodarka się nie załamie

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz Marta Bogacz

W ostatnich miesiącach finanse publiczne znalazły się pod presją niespodziewanych wyzwań. Chodzi przede wszystkich o różnego rodzaju konsekwencje wojny przeciw Ukrainie, ale też dramatycznie szybko rosnącą inflację czy nieplanowaną wcześniej reformę podatkową. Kumulacja tych czynników jest tak duża, że pojawiły się nawet obawy, czy kasa państwa to wytrzyma.

Zaskakująco dobry wynik

– Takie obawy są zupełnie nieuzasadnione – komentuje Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. Jego zdaniem rozwiewają je zarówno wyniki sektora finansów publicznych za 2021 r., jak i przedstawiony ostatnio Wieloletni Plan Finansowy Państwa na lata 2022–2025.

Jeśli chodzi o wyniki za ubiegły rok, to rzeczywiście okazały się one zaskakująco dobre – deficyt sektora finansów publicznych spadł do 1,9 proc. PKB z 6,9 proc. PKB w 2020 r. Tym samym Polska zajęła szóste miejsce wśród krajów Unii Europejskiej pod względem wielkości deficytu do PKB, a pod względem tempa jego redukcji – wysokie drugie miejsce.

GG Parkiet

– Ważne, że te dane obejmują cały sektor, a więc nie tylko budżet państwa, ale też tzw. fundusze pozabudżetowe. I pokazują one, że stan finansów publicznych jest dobry, do czego przyczyniła się relatywnie dobra koniunktura polskiej gospodarki i inflacja sprzyjająca dochodom podatkowym – podkreśla Bujak.

Deficyt w górę

Zaznacza, że rok 2021 jest ważnym punktem odniesienia w dyskusji o kondycji kasy państwa w kolejnych latach. – Oczywiście przed nami wiele wyzwań, takich jak wzrost stóp procentowych i wynikający z tego wzrost kosztów obsługi zadłużenia, wymuszone przez wojnę zwiększenie wydatków na obronność czy transformację energetyczną, której koszty też będzie ponosił sektor publiczny. I planowany przez rząd wzrost deficytu w tym kontekście nikogo nie powinien dziwić. Ale wcale nie znaczy to, że grozi nam jakieś załamanie finansów państwa – ocenia ekonomista.

Czytaj więcej

Wypychanie wydatków poza budżet – konieczność czy kreatywne sztuczki?

Inni specjaliści kierunkowo zgadzają się z tą oceną, jednak nie znaczy to, że cała polityka fiskalna rządu przedstawiona w WPFP na lata 2022–2025, a zakładająca m.in. wzrost deficytu do 4,3 proc. PKB, budzi zachwyt. Odwrotnie, pod jej adresem płynie sporo krytycznych uwag.

Po pierwsze, chodzi o przyczyny rosnącego deficytu. – Zrozumiałe byłoby, gdyby rząd musiał reagować pogorszeniem wyniku w kasie państwa na zaistniałą sytuację kryzysową, jakieś ostre hamowanie gospodarki, gwałtowne schłodzenie popytu konsumpcyjnego czy wzrost bezrobocia na skutek wojny czy zacieśnienia polityki monetarnej – zauważa Karol Pogorzelski, ekonomista Banku Pekao. – Ale jak na razie załamania gospodarczego nie widać, po prostu rząd realizuje swoją założoną wcześniej politykę obniżania podatków i zwiększania dochodów Polaków, tyle że teraz dowiadujemy się, ile to ma nas kosztować – analizuje Pogorzelski.

Nieoptymalna strategia

– Głównym powodem wzrostu deficytu jest tarcza antyinflacyjna i reformy podatkowe, a nie wojna czy inne turbulencje – potwierdza Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska.

Wskazują na to informacje zawarte w WPFP dotyczące dochodów. W 2022 r. mają one wynieść 40 proc. PKB, czyli o 2,3 pkt proc. PKB mniej niż w 2021 r. W przeliczeniu na złote oznacza to impuls fiskalny na ok. 60 mld zł. Największy spadek (1,7 pkt proc., ok. 45 mld zł) dotyczyć ma dochodów podatkowych, w tym VAT (którego stawki na żywność, paliwa i energię mają być obniżone przez cały 2022 r.) i PIT (w efekcie m.in. wprowadzenia kwoty wolnej w wysokości 30 tys. zł i obniżenia 17-proc. stawki podatku do 12 proc. od połowy tego roku).

Za to wydatki państwa – choć wydawało się, że np. pomoc dla uchodźców czy konieczne wsparcie dla armii mocno je podwyższą – w relacji do PKB mają zwiększyć się tylko delikatnie, o 0,2 pkt proc., do 44,4 proc. – Deficyt, struktura dochodów i wydatków państwa – to zawsze są wybory polityczne. Ale moim zdaniem strategia obniżania dochodów w obliczu wojny, zagrożenia militarnego, napływu uchodźców itp. nie jest rozwiązaniem optymalnym – komentuje Piotr Bielski, ekonomista Santander Bank Polska.

Koszty inflacji

I dodaje, że rząd myśli raczej o tym, by zwiększać transfery kompensujące obywatelom rosnące koszty życia (a taką funkcję pełni reforma podatkowa i tarcza antyinflacyjna), zamiast myśleć o tym, jak zapewnić środki na poprawę jakości usług publicznych.

– Będziemy potrzebować silnych, dobrze działających instytucji, choćby w zakresie edukacji, rynku pracy, zdrowia, obronności. I dużych inwestycji wzmacniających długofalowy rozwój kraju. Na to wszystko potrzeba większych wydatków publicznych i trwałych źródeł finansowania. Obniżenie podatków nie idzie tu w parze – mówi Bielski.

Ekonomiści wytykają też, że ekspansywna polityka fiskalna jest kontrproduktywna dla walki z inflacją, wprost odwrotnie – strumień transferów kierowany szeroko do wszystkich podatników inflację wzmacnia. Ale w WPFP brakuje na ten temat refleksji, choć rząd przyznaje, że budżet państwa jeszcze w tym roku zacznie ponosić koszty inflacji i dużych podwyżek stóp procentowych w Polsce. Okazuje się, że na obsługę zadłużenia rząd będzie musiał wydać w tym roku aż 1,7 proc. PKB wobec 1,1 proc. PKB w 2021 r., a w przyszłym roku – 2,1 proc. PKB.

Zbyt gładka ścieżka

Ciekawe, że w kolejnych latach rząd planuje powolną redukcję deficytu, do 2,5 proc. PKB w 2025 r., podobnie powoli spadać ma zadłużenie w relacji do PKB. – Ale to zacieśnienie fiskalne nie będzie zbyt ostre – zauważa Borowski. Jak wyjaśnia, założona ścieżka redukcji nie wynika z jakiegoś specjalnego wysiłku fiskalnego, nie zakłada dostosowań i oszczędności. Ma wynikać raczej z ciągle w miarę dobrej koniunktury, wysokiego nominalnego tempa wzrostu PKB, przy utrzymaniu dotychczasowej polityki rządu.

– Prognozy zawarte w WPFP kreślą obraz, w którym wpływ wojny i wysokich stóp procentowych na gospodarkę będzie ograniczony. Ma ona na tyle miękko wylądować, że nie doprowadzi do nierównowagi makroekonomicznej, inflacja nie utrwali się na wysokim poziomie, nie nastąpi wzrost bezrobocia, a finanse publiczne prześlizgną się przez tę sytuacji w miarę gładko – podsumowuje Borowski. – Ale to wszystko przy założeniu, że nie będzie żadnego kolejnego wstrząsu. Pytanie, co będzie, jeśli jednak dojdzie np. do zaostrzenia sytuacji geopolitycznej, jakiegoś szoku popytowego, głębokiej technicznej recesji czy turbulencji innego rodzaju. Wówczas finanse publiczne będą w dużym kłopocie. Jednak rząd w swoich prognozach nie uwzględnia takiego ryzyka – wytyka Borowski.

Gospodarka krajowa
Ernest Pytlarczyk, Pekao: Podwyżkę stóp trudno byłoby uzasadnić
Gospodarka krajowa
Zarząd broni prezesa. Mówi o ataku na niezależność banku
Gospodarka krajowa
Wzrost popytu nie strąci inflacji z drogi do celu
Gospodarka krajowa
Zarząd NBP broni Adama Glapińskiego. "To próba złamania niezależności banku"
Gospodarka krajowa
Ogień i woda. Scenariusz PKO BP dla polskiej gospodarki
Gospodarka krajowa
Trybunał Stanu dla prezesa NBP. Jest wniosek grupy posłów