Pieniądze, które nie trafiły w formie składek do otwartych funduszy emerytalnych bądź zostały z OFE zabrane i zamieniono je na zapisy księgowe na subkoncie w ZUS, są już warte 262,8 mld zł. Oznacza to, że tylko w ciągu ostatniego roku subkonto powiększyło się prawie o 40 mld zł. Łącznie z zapisanym na kontach w ZUS kapitałem obiecanym przyszłym emerytom zobowiązania państwa są warte już 2530 mld zł. A do tego dochodzi jawny dług, który na koniec roku ma przekroczyć bilion złotych. Łącznie więc nasze zadłużenie przekracza 190 proc. PKB.
Zamiana zobowiązań
Tak dynamiczny rozrost subkonta wynika z faktu, że zapisywane są na nim cały czas składki 85 proc. ubezpieczonych, którzy dwa lata temu nie zostali w OFE. Cały czas księgowane są też tam kwoty podgryzane przez mechanizm suwaka. Ponadto subkonto jest dosyć hojnie waloryzowane średnim pięcioletnim wzrostem nominalnego PKB. To sprawia, że jego obciążenie dla państwa jest większe niż koszt obsługi długu skarbowego, który był w posiadaniu OFE.
– Zamieniliśmy rynkowe zobowiązania, czyli rynkowy dług, na zobowiązania ukryte na kontach w ZUS. W ten sposób nie tylko nie zmniejszyliśmy wielkości zobowiązań państwa wobec przyszłych emerytów, ale wręcz doprowadziliśmy do ich szybszego wzrostu – zauważa Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. – Ta zmiana poprawiła bieżące wyniki sektora finansów publicznych, jednocześnie pogarszając je w średniej i długiej perspektywie – dodaje.
Czy zatem wysoka waloryzacja subkonta jest do utrzymania? – Nie ma zagrożenia pewności wypłaty świadczeń z ubezpieczeń społecznych – zapewnia Magdalena Kłosińska z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
– Państwo jako organizacja powinno służyć obywatelom i, respektując zasadę pomocniczości, pomagać w zaspokojeniu ich potrzeb, między innymi organizując system emerytalny. Z tego punktu widzenia trudno mówić o „hojności waloryzacji", a „taniość obsługi długu rynkowego" oznaczałaby niższe emerytury dla wszystkich – broni subkonta przedstawicielka MRPiPS.