Już początek dnia mógł napawać optymizmem. WIG20 na starcie zyskał 0,6 proc. Jak się jednak okazało była to tylko przygrywka do tego co się wydarzyło później. Indeks największych firm naszego parkietu z każdą godziną handlu piął się coraz wyżej. Bez problemu przebił psychologiczną barierę 2400 pkt. Prawdziwy atak popytu nastąpił jednak po południu. Inwestorzy masowo zaczęli kupować akcje, dzięki czemu WIG20 notowania zamknął na poziomie 2451 pkt. Oznacza to wzrost aż o 2,8 proc. Pokaźne wzrosty zanotowały także pozostałe polskie wskaźniki. mWIG40 urósł o 1,9 proc. zaś sWIG80 zyskał 1,8 proc.
Poniedziałkowe wzrosty zawdzięczamy przede wszystkim inwestorom krajowym. Zarówno bowiem w Stanach Zjednoczonych jak i Wielkiej Brytanii gracze w poniedziałek mieli wolne. W tym kontekście nie dziwią niewielkie obroty na warszawskiej giełdzie. Wyniosły one niewiele ponad 600 mln zł, co jest wynikiem bardzo mizerny i nieco psuje obraz po tak udanej sesji.
Co ciekawe wszystkie największe spółki zakończyły poniedziałek nad kreską. Najwięcej zyskały akcje PKN Orlen, które podrożały aż o 5,8 proc. Na koniec sesji kosztowały 54,49 zł. Nieźle poradził sobie także BRE Bank, którego walory zyskały 4,1 proc. „Najsłabiej" poradził sobie inny przedstawiciel branży bankowej. Akcje banku Handlowego zyskały „zaledwie" 0,9 proc.
Warto podkreślić, że w poniedziałek warszawska giełda świeciła przykładem dla innych rynków. Niemiecki DAX w momencie zamknięcia notowań w Warszawie zyskiwał 0,9 proc. CAC40 rósł 0,8 proc. Tym samym GPW nadrobiła część zaległości jakie miała w stosunku do innych rynków. Pozostaje mieć nadzieję, że to dopiero początek dobrej passy Warszawy.