Posługując się miarą zaskoczenia, obecny sezon wyników pod względem zysku na akcję średnio wypada najlepiej od II kw. 2010 roku. Nie należy jednak do takiej statystyki przywiązywać dużej wagi. Historia bowiem pokazuje, że konsensus prognoz analityków odnośnie wyników spółek za dany okres z upływem czasu staje się coraz niższy. Wcześniejsze prognozy mają tendencję do przewyższania ostatecznego odczytu, natomiast tuż przed publikacją konsensus średnio kształtuje się poniżej oficjalnych danych. Zjawisko to wyraźnie dało się zaobserwować w ostatnim czasie. Jeszcze dwa miesiące temu średni wzrost zysków spółek tworzących indeks S&P 500 prognozowany był na ok. 10 proc., natomiast przed rozpoczęciem sezonu wyników spadł on w okolice 5 proc. Dlatego zarówno nie powinien dziwić fakt, że bieżące publikacje często przewyższają prognozy, jak również to, że nie wywołują one silnej reakcji rynku. Inną kwestią jest to, że na razie pozostają one w cieniu napływających, słabych danych makroekonomicznych ze świata oraz ich oczekiwanej implikacji dla polityki monetarnej w największych gospodarkach. Obecnie w centrum zainteresowania inwestorów znajduje się rozłożone na dwa dni wystąpienie szefa Fedu na temat polityki pieniężnej. Nadzieje na trzecią rundę luzowania ilościowego rosły z każdą słabszą od prognoz publikacją danych makro. Jednak kolejna ogólnikowa wypowiedź Bena Bernankego o QE3 rozczarowała rynek.