WIG20 dzień zaczął od spadku rzędu 0,8 proc. Sugerować by to mogło, że na rynku znowu karty będą rozdawać niedźwiedzie. Diabeł tkwił jednak w szczegółach. Spadek wynikał w dużej mierze z odcięcia dywidendy na akcjach PZU, co z automatu zdołowało indeks największych spółek. Dlatego też wtorkową sesję lepiej opisywało zachowanie indeksu szerokiego rynku WIG. Ten zaś oscylował w granicach zamknięcia z poniedziałku. Sytuacja taka utrzymywała się przez dobrych kilka godzin. Ciężko jednak było narzekać na nasz rynek, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że na innych europejskich parkietach mieliśmy do czynienia z dość wyraźną przewagą podaży, co było spowodowane m.in. słabym odczytem niemieckiego indeksu ZEW.
Mijały godziny, a sytuacja praktycznie się nie zmieniała. Szczególnego znaczenia nabrał więc początek notowań na Wall Street. Tam dzień zaczął się od niewielkich zwyżek, które nie były w stanie zaszczepić optymizmu wśród inwestorów z Europy. To jednak ostatecznie wydarzenia ze Stanów Zjednoczonych zmieniły całkowicie oblicze dnia giełdowego. Tuż przed godz. 16 pojawiła się informacja, że Stany Zjednoczone skrócą listę towarów objętych cłami i są gotowe dalej rozmawiać z Chinami na temat wymiany handlowej. To była iskra, na którą czekały rynki. Momentalnie zazieleniło się na Wall Street, a także na europejskich rynkach. Skala zwyżek mogła robić wrażenie. WIG zyskał ostatecznie 2 proc. Z kolei WIG20, mimo odcięcia dywidendy PZU, urósł o 1,4 proc. ¶