Na które rynki postawić
Zarządzający przypominają jednak, że trudno przewidzieć decyzje banków centralnych i w związku z tym należy pamiętać o dywersyfikacji portfela. – Nie zawsze warto trzymać wszystkie środki w jednym, bardziej ryzykownym koszyku albo na nieoprocentowanych lokatach bankowych. Choć globalne otoczenie nie jest obecnie sprzyjające funduszom obligacji, to oferują one możliwość dywersyfikacji i powinny zapracować lepiej w przypadku realizacji negatywnych dla gospodarki scenariuszy – ocenia Leśniczak.
Jak tłumaczy Grzegorz Zatryb, dyrektor departamentu zarządzania, Skarbiec TFI, fundusze dłużne powinny stanowić tę część portfela, która jest odporna na dekoniunkturę na giełdach akcji. Oczywiście fundusze papierów skarbowych taką funkcję pełnią w większym stopniu, natomiast fundusze obligacji korporacyjnych mają wyższą korelację z rynkami akcji i w związku z tym gorzej nadają się do dywersyfikacji. – Rozważając to, czy kupować fundusze dłużne, musimy więc zdecydować, jaką funkcję pełnią w naszym portfelu. W czasach, gdy rynki funkcjonują w otoczeniu zerowych stóp procentowych, trudno oczekiwać od funduszy dłużnych takich stóp zwrotu jak niewiele ponad rok temu. Aby uzyskać jakiś sensowny zysk z funduszy dłużnych, trzeba podjąć wysokie ryzyko i wtedy nie będą to już fundusze „bezpieczne" – zauważa Zatryb. Jak dodaje, obligacje korporacyjne dają zarobić w takim samym otoczeniu jak akcje. – Warto więc zastanowić się nad funduszami akcji, jeżeli chcemy generować stopę zwrotu. Z kolei z punktu widzenia dywersyfikacji fundusze dłużne kupujemy dlatego, że w razie katastrofy na rynku akcji powinny ochronić kapitał, tak jak to się stało np. w roku 2020. Niestety, utrzymywanie takiego „bezpiecznika" w portfelu oznacza, że część naszego kapitału obecnie nie pracuje czy przynosi niewielkie straty – podkreśla ekspert Skarbca TFI. Jego zdaniem z tego punktu widzenia lepiej sprawdzą się fundusze obligacji skarbowych i to z rynków rozwiniętych.
Jest jeszcze trzecia grupa obligacji – papiery skarbowe, ale z rynków wschodzących. W ocenie Zatryba w ich przypadku szansa na bankructwo emitenta jest mniejsza niż przy obligacjach korporacyjnych, natomiast spready potrafią być całkiem przyzwoite. Przy dobrej koniunkturze powinny one ulec zawężaniu i generować wzrost cen. – Reasumując, w warunkach wysokiego ryzyka wzrostu stóp zarabianie na obligacjach staje się trudne. Należy wybierać fundusze aktywnie zarządzane, które szeroko korzystają z możliwości, jakie dają rynki zagraniczne, i jednocześnie nie szarżują, jeśli chodzi o obligacje przedsiębiorstw. Dla ochrony kapitału – fundusze obligacji skarbowych, ale pamiętając, że ta ochrona zadziała w przypadku jakichś większych problemów w globalnej gospodarce i na rynkach, zaś na co dzień będzie nas nieco kosztowała – radzi Zatryb.
Z kolei według Leśniczaka obecnie lepiej przyglądać się obligacjom rynków wschodzących, a w szczególności tych denominowanych w twardych walutach (USD, EUR). – Te o nieco większym ryzyku kredytowym (spreadzie) oferują, w obecnych warunkach wychodzenia świata z pandemii, atrakcyjną rentowność dla inwestorów przy jednocześnie malejącym ryzyku makroekonomicznym. Rentowność indeksu tych obligacji (EMBI) wynosi około 5 proc. w dolarze, co stanowi swoistą poduszkę bezpieczeństwa na tle blisko zerowej rentowności w bardziej rozwiniętych krajach świata – analizuje zarządzający TFI PZU. Przypomina jednak, że w przypadku negatywnych zdarzeń na ścieżce wychodzenia świata z pandemii większą ochronę kapitału oferują obligacje rynków rozwiniętych.