Portfel rynków wschodzących raczej się nie sprawdza. A pojedyncze kraje? W długim terminie warto zostać nad Wisłą.
WIG20 to mały DAX
Spora część inwestorów z góry skreśla pomysł inwestowania w portfel rynków wschodzących, wychodząc z założenia, że jest to zbiór na tyle różnorodnych organizmów gospodarczych, iż jako całość nie będą w stanie dać właściwie żadnej przewagi. Wydawać by się mogło, że portfel rynków wschodzących może być dziś jednym z ciekawszych pomysłów dla inwestorów szukających większych zwrotów ze względu na wzrost gospodarczy, osłabienie dolara, demografię czy rozwój technologii. Jak wygląda rzeczywistość? Niestety historyczne wyniki nie przemawiają za inwestycjami w rynki wschodzące jako całość. Średnia stopa zwrotu funduszy akcji globalnych rynków wschodzących oferowanych przez krajowe TFI w okresie ostatnich dziesięciu lat to ledwie 13 proc., czyli ponaddwukrotnie mniej od najbezpieczniejszych funduszy obligacji.
W ostatnim dziesięcioleciu fatalnym czasem był rok 2022, kiedy fundusze akcji globalnych rynków wschodzących traciły średnio 18,6 proc. Zdarzały się jednak i takie lata, jak 2017 czy 2019, kiedy to zyski były dwucyfrowe.
Ale ten rok może być właśnie tym udanym. Przeciętny wynik funduszy akcji globalnych rynków wschodzących na ten moment przekracza już 7 proc. Zdecydowanie lepiej radzi sobie węższa grupa, czyli akcji europejskich rynków wschodzących, która notuje już ponad 23 proc. zysku, a to najlepszy wynik, jeśli chodzi o fundusze akcji. Konkurować z nimi mogą tylko portfele metali szlachetnych.