Interwencja produktowa unijnego regulatora (ESMA), która m.in. ograniczyła poziom dźwigni finansowej na szeroko rozumianym rynku forex, obowiązuje od sierpnia 2018 r. Było z nią związanych dużo obaw. Czy z dzisiejszej perspektywy były one uzasadnione?
Na pewno interwencja produktowa bardzo dużo zmieniła na rynku. Została ona wprowadzona na podstawie pewnego modelu, który został przygotowany przez badaczy zatrudnionych przez ESMA, który już sam w sobie był dość dyskusyjny. Oczywiście trzeba też pamiętać, że interwencja produktowa to nie tylko ograniczenie dźwigni, ale także inne elementy, jak ochrona przed ujemnym saldem. Z jednej strony rozumiemy, że jest to bardzo dobre rozwiązanie dla klienta, ale z drugiej strony też trzeba sobie zdawać sprawę, że jest to mechanizm nierynkowy. Na dość podobnym rynku kontraktów terminowych też obowiązuje depozyt zabezpieczający, który trzeba uzupełniać w sytuacji, gdy rynek idzie w innym kierunku, niż się tego spodziewaliśmy.
To jednak dźwignia finansowa budzi najwięcej emocji.
Zgadza się. Jest to najbardziej kontrowersyjny temat. Nie można oczywiście ukrywać, że niektórym inwestorom ograniczenie to pomogło. Jest też spora grupa, dla której zmiana ta nie miała większego znaczenia. Natomiast jest też sporo głosów krytyki ze strony aktywnych inwestorów. Jeśli ktoś miał wypracowaną strategię inwestycyjną, korzystając z pewnego poziomu dźwigni, to nie oznacza to, że te same zyski będzie osiągał przy mniejszej dźwigni. Od strony brokerów oczywiście też nie wygląda to najlepiej. Po wprowadzeniu interwencji produktowej jest około 20 proc. mniej aktywnych klientów. Obroty spadły o 40–50 proc.