Jakie były główne przyczyny kłopotów spółki – trudne do zrealizowania kontrakty czy może głębsze zmiany rynkowe?
Model biznesowy Nextbike Polska oparty jest na kilkuletnich kontraktach z miastami. Jeśli zatem mamy już podpisany kontrakt, to przychody są dość stałe. W niektórych przypadkach opłaty za wypożyczenia rowerów płyną do nas, ale najczęściej trafiają na konta urzędów miast. Skala wypożyczeń w związku z tym nie wpływa istotnie na nasze przychody, ale raczej na koszty, głównie serwisu. Problemy wzięły się głównie z jednego kontraktu, który położył się cieniem na spółce. W efekcie firma musiała złożyć dwa wnioski – jeden o upadłość, który został odrzucony, a drugi o restrukturyzację. Mam na myśli kontrakt na rowery elektryczne MEVO w Trójmieście z 2018 r. Ówczesny zarząd zdecydował, że spółka sama wyprodukuje i dostarczy rowery elektryczne w 100 dni, nie mając w tym żadnego doświadczenia. To się nie mogło udać i to był duży błąd w zarządzaniu. Cała reszta była konsekwencją tej decyzji – firma wzięła kredyty, zaciągnęła zobowiązania na dostawę komponentów, która się przesuwała. Finalnie kontrakt został wypowiedziany, a Nextbike Polska musiał zapłacić 4 mln zł kary pociągniętej z gwarancji banku. Do tego firma miała do spłacenia 20 mln zł kredytu i kilkanaście milionów złotych zobowiązań wobec Nextbike GmbH.
W końcówce 2019 r. został podniesiony kapitał o 11 mln zł, które zostało dość szybko skonsumowane. Zaraz potem nadeszła pandemia, w związku z którą nasze usługi zostały zamrożone. Część miast w związku z tym przestała wypłacać nam środki, a ówczesny zarząd słusznie złożył wspomniane wnioski. Summa summarum większość miast wypłaciła nam pieniądze, choć nie zawsze pełną zakontraktowaną kwotę. To jednak trójmiejski kontrakt był przyczyną problemów Nextbike. Był to jedyny wypowiedziany w historii spółki kontrakt, ale jednocześnie na tyle duży, że pogrążył przedsiębiorstwo.
Jak dzisiaj wygląda kondycja i pozycja rynkowa Nextbike Polska?
W Polsce jest około 65 systemów rowerowych w 130 miastach, a do dyspozycji mieszkańców jest łącznie około 28 tys. rowerów, z czego my operujemy 18 tys. Z tej perspektywy mamy około 65 proc. rynku. Jesteśmy przede wszystkim w Warszawie, Wrocławiu, Białymstoku, od tego roku obsługujemy Metrorower w Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii, ponadto wróciliśmy do Łodzi. Jak na spółkę, która projekty te wdrażała i zrealizowała w trakcie restrukturyzacji, skromnością będzie powiedzieć, że kondycja spółki jest całkiem niezła. Paradoksalnie restrukturyzacja pozwoliła stać się nam lepszym biznesem niż pięć–dziesięć lat temu. W ostatnich latach wydaliśmy kilka milionów złotych na systemy informatyczne, które pozwalają nam znacznie lepiej monitorować to, jak wygląda sytuacja z rowerami m.in. dzięki analizom predykcyjnym. Mocno zmodernizowaliśmy też część serwisowo-produkcyjną. Odchodzimy w dużych miastach od podwykonawców, bo bardziej efektywne są własne zespoły. Ponadto wiele z nich działa w ramach zespołów serwisów mobilnych, dzięki czemu większość napraw przeprowadzamy bezpośrednio na ulicach. Zmniejszyliśmy do tego powierzchnie magazynowe o 75 proc., realizując znacznie więcej obsługi magazynowej i serwisowej. Dalej planujemy się modernizować i w tym roku chcemy jeszcze wdrożyć nowy system do serwisów rowerów, dzięki któremu będziemy mogli śledzić całą procedurę.