Echo Investment nabyło za 26 mln USD ukraińską firmę, do której należą prawa do działki w Kijowie o wielkości 4,3 hektara.Mają stanąć tam biurowce z 100 tys. mkw. powierzchni najmu. Wejście na Ukrainę w czasach kryzysu wydaje się ryzykowne.
Od dłuższego czasu Echo interesowało się ukraińskim, a konkretniej, kijowskim rynkiem. Kryzys sprawił, że ceny działek w stolicy widocznie spadły, co przyspieszyło naszą decyzję. Zdajemy sobie sprawę z ciężkiego stanu ukraińskiej gospodarki. Zakładamy jednak, że w 2011 r., kiedy to zamierzamy wystartować z I etapem inwestycji, Ukraina najgorsze będzie miała za sobą i popyt na nowoczesne powierzchnie biurowe znacząco wzrośnie. Rynek ukraiński jest specyficzny. O sukcesach deweloperów częstokroć decydują powiązania i kontakty towarzyskie z decydentami. Firmy mają nawet swoich przedstawicieli we władzach centralnych czy lokalnych. Nie obawia się Pan oporu biurokracji?
Najważniejsze decyzje w sprawie przekształceń własnościowych działki już zapadły. Za kilka miesięcy staniemy się jej właścicielem. Nie spodziewamy się również większych problemów związanych z pracami projektowymi i uzyskaniem zezwoleń na realizację inwestycji. To nie będzie projekt kontrowersyjny, jak np. centrum handlowe w środku miasta, nie powinien wzbudzać szczególnych emocji.
Kijów jest trzecim zagranicznym rynkiem, na który weszło Echo. Spółka posiada działki w Budapeszcie i rumuńskim Braszowie. Do tej pory nie udało się rozpocząć tam inwestycji. Kiedy Echo zaksięguje pierwsze zyski z zagranicznych projektów?
Opóźnienia w realizacji budapeszteńskiego centrum handlowego Mundo o blisko 62 tys. mkw. powierzchni najmu wynikają z problemów administracyjnych, których się nie spodziewaliśmy. Udzielenie pozwolenia na budowę w Budapeszcie okazuje się być decyzją polityczną. Zakładamy, że uzyskamy je na początku 2010 r. i w połowie tego roku będziemy gotowi rozpocząć budowę.