To oznacza, że państwowy operator przyspiesza plan inwestycyjny ogłoszony w strategii spółki do 2020 r. Zakładała ona, że 1000 takich maszyn stanie w ciągu najbliższych pięciu lat. Pocztowcy jednak nie chcą czekać, tym bardziej, że najatrakcyjniejsze lokalizacje pod automaty może zabrać konkurencja.
Pierwsze 500 urządzeń do odbioru i nadawania paczek stanie w przyszłym roku. Kolejne 500 ma zostać uruchomionych do końca 2017 r. W Poczcie Polskiej (PP) działa już specjalny zespół odpowiedzialny za ten projekt, pozyskiwane są też pierwsze lokalizacje. Szacuje się, że na budowę sieci operator wyda 60-100 mln zł.
InPost ma obecnie około 1350 paczkomatów w naszym kraju a jego sieć wciąż rośnie. Eksperci uważają, że rynek jest już nasycony, bo dla przykładu Niemcy, które mają znacznie więcej mieszkańców i kilkukrotnie większy rynek e-handlu, dysponują tylko nieznacznie większą siecią automatów. Za naszą zachodnią granicą działa bowiem w ramach Deutsche Post 2650 takich urządzeń. Mimo to analitycy podkreślają, że w Polsce znajdzie się jeszcze miejsce dla kolejnych 2-3 graczy, którzy mogą stanowić alternatywę dla InPostu.
Rafał Nawłoka, prezes DPD Polska, przekonuje, że jednym z minusów takiej sieci jest jej rentowność. Jego zdaniem nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, jak na takich maszynach zrobić marżę. Adrian Kowollik, partner zarządzający East Value Research, potwierdza i wskazuje, że wykorzystanie paczkomatów w Polsce to około 50 proc. W Wlk. Brytanii, gdzie urządzenia InPostu dopiero starają się podbić rynek, jest ono jeszcze mniejsze i sięga 8 proc. Specjaliści twierdzą, że – aby terminale paczkowe były opłacalne – ich obłożenie powinno sięgać 50-70 proc.
Wadą terminali jest również fakt, że nie stawia się ich na wsiach, czy w małych miastach. – Teraz nowocześni operatorzy rozwijają sieć click&collect. To formuła, która pozwala skutecznie działać m.in. w mniejszych miejscowościach – podkreśla Dariusz Dolczewski, dyrektor biura strategii PP.