W 2012 r. Komisja Europejska przedstawiła wniosek w sprawie dyrektywy o zrównoważeniu pod względem płci obsady rad nadzorczych spółek notowanych na rynku publicznym. Zgodnie z przyjętymi założeniami spółki, w których radach nadzorczych udział kobiet jest niższy niż 40 proc., musiałyby powtórzyć procedurę naboru tak, aby w pierwszej kolejności wolne miejsca zostały przyznane odpowiednio wykwalifikowanym kobietom.
Regulacje te miałyby być wprowadzone do 2018 r. w spółkach państwowych notowanych na giełdzie bądź do 2020 r. w przypadku pozostałych spółek publicznych. Projekt dyrektywy został odrzucony w grudniu 2015 r. przez ministrów ds. pracy i polityki socjalnej państw EU. Uzasadniając odrzucenie projektu, podkreślono brak potrzeby takich przepisów, wskazując, że wiele krajów europejskich jest bądź w trakcie tworzenia, bądź posiada własne regulacje zmierzające do poprawy równowagi płci we władzach dużych firm.
Potwierdzają to dotychczasowe działania w takich krajach, jak Francja, Holandia czy Niemcy, gdzie określono minimalne wymogi udziału kobiet we władzach spółek. W przypadku Francji od 2017 r. obowiązuje kwota 40 proc. udziału kobiet w radach nadzorczych, zaś według stanu sprzed dwóch lat wskaźnik ten kształtował się na poziomie 33 proc. W Holandii, w której w 2015 r. kobiety stanowiły 23 proc. władz spółek, poziom kwoty został ustalony na 30 proc. i obowiązuje od 2016 r. Na takim samym poziomie jak w Holandii została ustalona kwota w Niemczech. Tutaj jednak kobiety stanowiły już ponad jedną czwartą rad nadzorczych. Jak na tym tle wypadają spółki notowane na rodzimym parkiecie?