Nieruchomości, hotele, rozrywka (w tym kluby piłkarskie) oraz hazard to lista branż, inwestycji zagranicznych, które będą podlegać restrykcjom władz chińskich. Jednocześnie Chiny będą silnie zachęcać do inwestowania w projekt Nowego Jedwabnego Szlaku, a także w badania i rozwój, przemysł wydobywczy, rolnictwo i rybołówstwo. Jest to z jednej strony odpowiedź na odpływ z tego kraju ponad 800 mld dolarów w 2016 roku, w tym od osób prywatnych, a z drugiej ograniczenie ryzyka inwestowania w coraz droższe aktywa niezwiązane z technologią.
Nie jest to szok dla rynków, między innymi dlatego, że już od początku roku wiele inwestycji zagranicznych Chin zostało zamrożonych na dość dużą skalę. W ciągu pierwszych siedmiu miesięcy 2017 roku inwestycje w aktywa zagraniczne spadły o ponad 40 proc. w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku. Takie restrykcje per saldo mogą się okazać bardzo pożyteczne dla gospodarki światowej, ponieważ ograniczą popyt w branżach, które nie wnoszą tak dużej wartości dodanej jak technologie czy przemysł maszynowy, lecz są raczej przechowalnią wartości pieniądza i formą lokaty kapitału. Czasem też pralnią brudnych pieniędzy, ale to odrębny temat.
Mamy bardzo dobre dane z Europy. Nie tylko twarde dane, jak PKB, ale też wskaźniki wyprzedzające. Na przykład niemiecki ZEW i IFO business climate są na najwyższych od lat poziomach. Nawiasem mówiąc, niestety, są na poziomach z 2000 roku i z lat 2007/2008. Ma to swoje dobre i złe strony, bo wiemy, co się wydarzyło w następnych miesiącach. Generalnie, podsumowując stan europejskich gospodarek w okresie pokryzysowym, wygląda to na dziś dobrze. Nominalny PKB wzrósł od prawie 50 proc. w Irlandii poprzez ponad 20 proc. w Niemczech do małych kilku procent we Włoszech czy Hiszpanii w porównaniu z I kwartałem 2008 roku. Jedynie na Cyprze i w Grecji mamy „przyrost" ujemny. Oczywiście, po uwzględnieniu inflacji, wygląda to trochę gorzej.
W połączeniu z zerowymi lub bardzo niskimi stopami procentowymi w każdej dużej gospodarce na świecie daje to mieszankę pozytywnych perspektyw dla rynków akcji. Niestety, głównie z finansowego punktu widzenia. Bo skoro jest tak dobrze, to po co pompować 60 mld EUR miesięcznie w obligacje (EBC), nieustannie stymulować gospodarkę Japonii i wciąż utrzymywać tak niskie stopy w USA? To jest pytanie, które należy sobie zadać przy ewentualnej beztroskiej chęci zwiększania pozycji w akcje.
Poziom ryzyka zwiększył się znacznie. To jest jak z pompowaniem balonu dla dzieci. Najpierw idzie ciężko, potem dość łatwo. Przychodzi w końcu taki moment w „procesie pompowania", kiedy trzeba podjąć decyzję. Pompujemy dalej, by balon był większy i jeszcze ładniejszy, ryzykując, że pęknie z hukiem, czy też przestajemy pompować i zadowalamy się tym, co jest? Tak dziś jest ze światowymi akcjami i obligacjami zarówno korporacyjnymi, jak i rządowymi oraz ich udziałem w naszych inwestycjach. Czy zadowalam się minimalnym udziałem tych aktywów w moich inwestycjach kosztem być może większej stopy zwrotu, czy dmucham dalej?