Delisting Synthosu. Czy to koniec giełdy?

Pomimo hossy na świecie i wzrostu gospodarczego w Polsce giełda w Warszawie nie jest w ostatnich latach realnym źródłem finansowania...

Publikacja: 28.11.2017 05:00

Partner. Baker McKenzie

Partner. Baker McKenzie

Foto: Archiwum

Wehikuł inwestycyjny Michała Sołowowa, głównego akcjonariusza Synthosu, ogłosił wezwanie na wszystkie akcje spółki z zamiarem wycofania ich z obrotu na giełdzie. Zapisy na sprzedaż akcji trwają do 18 grudnia.

Plany delistingu Synthosu nie są dla rynku niespodzianką. Michał Sołowow od kilku lat wycofuje swoje spółki z giełdy. Tak stało się z Barlinkiem, Rovese i prawie z Echo Investment, choć ostatecznie ta firma została sprzedana innemu inwestorowi. Kazus Synthosu jest jednak odmienny. To spółka z mWIG40, była swego czasu w WIG20. Z ponad 6 mld zł kapitalizacji i kilkunastoletnią historią obecności na giełdzie była jednym z flagowych przykładów dynamicznego rozwoju dzięki umiejętnemu korzystaniu z rynku kapitałowego.

Wyjście z giełdy planuje wiele firm. W tym roku aż 17 spółek opuściło GPW, przy 19 spółkach rok wcześniej. Niepokojący jest fakt, że po raz pierwszy w historii warszawskiej giełdy saldo debiutów i delistingów jest ujemne. Mniej spółek wchodzi na GPW niż ją opuszcza.

Czy delisting Synthosu jest symbolem zmierzchu polskiego rynku kapitałowego? Śmierć polskiej giełdzie wieszczono już kilka razy. Na razie pogłoski o jej śmierci są przesadzone, ale stan pacjenta jest poważny. Pomimo hossy na światowych rynkach i wzrostu gospodarczego w Polsce giełda w Warszawie nie jest w ostatnich latach realnym źródłem finansowania naszej gospodarki. W 2017 r. mieliśmy zaledwie dwa poważne debiuty giełdowe oraz kilka ofert wtórnych, przy czym w ogromnej większości oferowano akcje istniejące. W sumie w tym roku firmy zebrały na GPW około 100 mln euro nowego kapitału. W skali całej gospodarki nie są to imponujące wartości.

Dlaczego przedsiębiorcy mniej chętnie sięgają po kapitał z giełdy i jest ona coraz mniej realną opcją zdobywania kapitału? Uczestnicy rynku zwykle winą obarczają tzw. reformę OFE. Stopniowo redukowane fundusze emerytalne faktycznie nie są już kluczowym dostawcą kapitału na naszym rynku, ale to wyjaśnienie nie jest chyba wystarczające. Jak bowiem wytłumaczyć, że również inwestorzy indywidualni wolą swoje wolne 282 mld zł (na koniec września) przechowywać na absurdalnie nisko oprocentowanych lokatach bankowych, zamiast zainwestować je w teoretycznie najlepsze polskie przedsiębiorstwa notowane na giełdzie?

Kilka tropów jest w tym samym numerze „Parkietu", który informował o delistingu Synthosu. Obszerny artykuł omawia wyniki ankiety przeprowadzonej wśród polskich zarządzających funduszami, których poproszono o opisanie swoich doświadczeń w uzyskiwaniu zgody KNF na utworzenie funduszy inwestycyjnych. Okazuje się, że procedura może trwać 24 miesiące i obejmować nawet 11 tur pytań. A przecież fundusze nie są zakładane przez przypadkowych ludzi z ulicy, ale przez towarzystwa funduszy inwestycyjnych, które same już przeszły proces uzyskiwania zezwolenia na zarządzanie funduszami i zostały gruntowanie prześwietlone przez KNF. Jak TFI mogą tworzyć interesujące i dostosowane do sytuacji rynkowej produkty inwestycyjne, jeżeli proces ich autoryzacji trwać będzie dwa lata?

W tym samym numerze jest informacja z Sądu Apelacyjnego w Warszawie: z powodu jaskrawych błędów sądu pierwszej instancji nakazano powtórzyć toczące się od siedmiu lat postępowanie karne w sprawie słynnej niegdyś „kradzieży" Optimusa – sfałszowanej emisji akcji, dzięki której nieznany inwestor nagle stał się kontrolującym udziałowcem spółki. Przez siedem lat sąd nie był w stanie prawidłowo przeprowadzić procesu i wymierzyć kary w sprawie dość oczywistego giełdowego przekrętu. Czy można się dziwić, że wielu potencjalnych inwestorów podchodzi do inwestowania na giełdzie z ograniczonym zaufaniem, skoro popełniane na bezczelnego przestępstwa giełdowe nie kończą się karą wymierzoną w odstraszającej wysokości i w przyzwoitym terminie?

Można wskazać jeszcze inne powody rosnącej rezerwy wobec rynku kapitałowego: przeregulowanie, coraz bardziej uciążliwe obowiązki informacyjne i ryzyko kar za ich naruszenie, w wysokości mogącej doprowadzić firmę do upadłości, osobista odpowiedzialność członków władz spółek czy rosnący aktywizm akcjonariuszy mniejszościowych, często ocierający się o różne formy szantażu korporacyjnego.

Na wszystkie te wyzwania polski rynek kapitałowy musi znaleźć odpowiedź. Gdyby ktoś pytał się, czy warto wchodzić na giełdę wystarczy wskazać mu przykład... Synthosu. Owszem, dzisiaj spółka opuszcza giełdę, ale jest teraz ogromną paneuropejską firmą, pierwszym producentem kauczuku i styropianu w Europie, mającym 20 proc. rynku. Gdy w 2004 r. firma zaczynała przygodę z giełdą była rozbitkiem po programie NFI, z pojedynczym zakładem produkcyjnym. Michał Sołowow, który dostrzegł zalety rozwoju przez giełdę, zanim to jeszcze stało się modne, wprowadził spółkę na GPW, podobnie jak wcześniej PLI, Mitex czy Echo. Strategia rozwoju swoich spółek przez giełdę doprowadziła go na podium rankingu najbogatszych Polaków. W zeszłym roku dała mu 437 mln zł dywidendy z samego tylko Synthosu. Czy komuś potrzeba lepszej zachęty, aby uwzględnić giełdę w planach rozwoju swojego przedsiębiorstwa?

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie