Wehikuł inwestycyjny Michała Sołowowa, głównego akcjonariusza Synthosu, ogłosił wezwanie na wszystkie akcje spółki z zamiarem wycofania ich z obrotu na giełdzie. Zapisy na sprzedaż akcji trwają do 18 grudnia.
Plany delistingu Synthosu nie są dla rynku niespodzianką. Michał Sołowow od kilku lat wycofuje swoje spółki z giełdy. Tak stało się z Barlinkiem, Rovese i prawie z Echo Investment, choć ostatecznie ta firma została sprzedana innemu inwestorowi. Kazus Synthosu jest jednak odmienny. To spółka z mWIG40, była swego czasu w WIG20. Z ponad 6 mld zł kapitalizacji i kilkunastoletnią historią obecności na giełdzie była jednym z flagowych przykładów dynamicznego rozwoju dzięki umiejętnemu korzystaniu z rynku kapitałowego.
Wyjście z giełdy planuje wiele firm. W tym roku aż 17 spółek opuściło GPW, przy 19 spółkach rok wcześniej. Niepokojący jest fakt, że po raz pierwszy w historii warszawskiej giełdy saldo debiutów i delistingów jest ujemne. Mniej spółek wchodzi na GPW niż ją opuszcza.
Czy delisting Synthosu jest symbolem zmierzchu polskiego rynku kapitałowego? Śmierć polskiej giełdzie wieszczono już kilka razy. Na razie pogłoski o jej śmierci są przesadzone, ale stan pacjenta jest poważny. Pomimo hossy na światowych rynkach i wzrostu gospodarczego w Polsce giełda w Warszawie nie jest w ostatnich latach realnym źródłem finansowania naszej gospodarki. W 2017 r. mieliśmy zaledwie dwa poważne debiuty giełdowe oraz kilka ofert wtórnych, przy czym w ogromnej większości oferowano akcje istniejące. W sumie w tym roku firmy zebrały na GPW około 100 mln euro nowego kapitału. W skali całej gospodarki nie są to imponujące wartości.
Dlaczego przedsiębiorcy mniej chętnie sięgają po kapitał z giełdy i jest ona coraz mniej realną opcją zdobywania kapitału? Uczestnicy rynku zwykle winą obarczają tzw. reformę OFE. Stopniowo redukowane fundusze emerytalne faktycznie nie są już kluczowym dostawcą kapitału na naszym rynku, ale to wyjaśnienie nie jest chyba wystarczające. Jak bowiem wytłumaczyć, że również inwestorzy indywidualni wolą swoje wolne 282 mld zł (na koniec września) przechowywać na absurdalnie nisko oprocentowanych lokatach bankowych, zamiast zainwestować je w teoretycznie najlepsze polskie przedsiębiorstwa notowane na giełdzie?