– W tym roku powinno być już zdecydowanie lepiej, chyba że dojdzie do dużej dewaluacji złotego. Przede wszystkim negatywnie na nasze wyniki nie powinny już wpływać przeszacowania dotyczące kredytów, jakie zaciągnęliśmy w euro oraz transakcji zabezpieczających – mówi Mariusz Gromek, przewodniczący rady nadzorczej Barlinka.

Dodaje, że z poprawą przychodów mogą być jednak pewne problemy ze względu na datowany od listopada dramatyczny spadek popytu na deskę podłogową w Polsce. Mniejsze zapotrzebowanie zgłaszają też odbiorcy w Czechach, Słowacji, na Węgrzech i z Bałkanów. Aby poprawić przychody, grupa większe partie produkowanych wyrobów próbuje uplasować na innych rynkach eksportowych.

– Obecnie wykorzystujemy nasze moce produkcyjne w nieco ponad 85 proc., dlatego w tym roku nie planujemy dużych inwestycji – twierdzi Gromek. Spółka rocznie może produkować 9 mln mkw. deski podłogowej. Niewielkie środki (łącznie około 8 mln zł) chce przeznaczyć jedynie na budowę fabryk brykietu w Rumunii i na Ukrainie.

Mimo że Barlinek prognozuje w tym roku wypracowanie zysku netto, to nie zamierza się nim dzielić z akcjonariuszami. – W perspektywie dwóch–trzech lat na pewno nie wypłacimy dywidendy. Zyski przeznaczymy przede wszystkim na spłatę kredytów – informuje Gromek. Jego zdaniem Barlinek zmniejszy zadłużenie o kilkanaście procent. Na koniec ubiegłego roku łączne zobowiązania grupy wynosiły 726,7 mln zł i były tylko o 2 proc. mniejsze niż na koniec września.