Inwestowanie w czasie kryzysu znów się opłaciło

Oparta na prawidłowościach dotyczących produkcji przemysłowej strategia akumulowania akcji, o której pisaliśmy w lutym, podobnie jak w przeszłości okazała się trafna. Kupowanie akcji w czasach, gdy dane gospodarcze były fatalne, zaczęło szybko przynosić zyski. Teraz jednak pojawia się pytanie: kiedy zrealizować te zyski?

Publikacja: 03.08.2009 08:08

Inwestowanie w czasie kryzysu znów się opłaciło

Foto: PARKIET

W połowie lutego – zanim jeszcze kursy akcji na warszawskiej giełdzie ochoczo ruszyły w górę – pisaliśmy, że sygnał akumulacji walorów dała strategia, która w poprzednich 10 latach pozwoliłaby wygenerować zyski trzy razy większe niż zmiana WIG-u. Od czasu opublikowania artykułu indeks podskoczył już o przeszło 60 proc. Czy tak pokaźna zwyżka oznacza, że najwyższy czas pozbyć się przynoszących zyski akcji, czy wręcz przeciwnie – może jeszcze poczekać?

[srodtytul]Im gorsze dane makro,tym lepsze okazje[/srodtytul]

Aby odpowiedzieć na to pytanie, przypomnijmy krótko założenia strategii inwestycyjnej, o której pisaliśmy ponad 5 miesięcy temu. Jej ideą jest wykorzystanie najważniejszej cechy gospodarki rynkowej, jaką jest cykl koniunkturalny. Nie jest tajemnicą, że gospodarka porusza się na przemian w trendach wzrostowych i spadkowych.

Jak wykorzystać to zjawisko w praktyce? Zaproponowaliśmy oparcie strategii na rocznej dynamice produkcji przemysłowej w Polsce, a precyzyjnie – na średniej rocznej zmianie produkcji przemysłowej w kolejnych trzech miesiącach. Innymi słowy, na podstawie oficjalnych danych GUS-u obliczyliśmy trzymiesięczną średnią kroczącą (nazwijmy ją dla uproszczenia „uśrednioną dynamiką produkcji”), która ma taką zaletę, że „wygładza” wahania dość zmiennych danych miesięcznych. Produkcja przemysłowa jest o tyle przydatnym parametrem z punktu widzenia inwestorów, że jest mocno skorelowana z cenami akcji.

[srodtytul]Historia zatacza koło[/srodtytul]

Obserwacja danych historycznych skłoniła nas do wniosku mówiącego, że akcje warto zacząć kupować, gdy uśredniona dynamika produkcji spada do -1 proc. lub niżej. Właśnie na tym poziomie dochodziło bowiem w przeszłości do odwrócenia cyklu koniunkturalnego i zatrzymania bessy na rynku akcji. Założyliśmy przy tym, że na wypadek wyjątkowo głębokiej recesji akcje lepiej będzie nie tyle kupić jednorazowo, co stopniowo, w ciągu 6 miesięcy (za każdym razem wydając taką samą kwotę).

[srodtytul]Sześć miesięcy zakupów[/srodtytul]

Zakładając, że akumulowanie walorów rozpoczęlibyśmy w końcu stycznia br. (kiedy wiadomo już było, że w grudniu 2008 r. uśredniona dynamika produkcji spadła do -4,6 proc.), ostatnią porcję gotówki zgodnie ze strategią wydalibyśmy w końcu czerwca (sześć miesięcy po sygnale akumulacji). Oznacza to, że nasz hipotetyczny portfel jest już od miesiąca całkowicie wypełniony akcjami.

Wyjaśnienia wymaga jeszcze dodatkowe założenie odnośnie do tego, w jakie akcje inwestować. Przyjęliśmy dla uproszczenia obliczeń, że inwestujemy w portfel idealnie zgodny ze składem WIG-u. Co prawda jest to założenie mało realistyczne (mało kto byłby w stanie stworzyć portfel walorów prawie 290 spółek o odpowiednich udziałach), ale w praktyce wystarczyłoby zgromadzić akcje około 30 firm, by uzyskać dość zbliżone wyniki.

Kwestia wyboru konkretnych walorów nie jest zresztą kluczowym zagadnieniem w omawianej strategii – to zupełnie odrębny temat. Strategia ta dotyczyć może bowiem właściwie dowolnego zdywersyfikowanego portfela akcji, najlepiej spółek wrażliwych na zmiany koniunktury gospodarczej.

[srodtytul]35 proc. zysku w tym roku[/srodtytul]

Na wykresie widać dotychczasowe wyniki strategii, zarówno w tym roku, jak i w długim okresie. Zacznijmy od analizy wydarzeń w tym roku. Od początku roku kapitał urósł już o 34,6 proc. (WIG zyskał około 30 proc.). Obstawianie odwrócenia cyklu koniunkturalnego i tym razem okazało się więc słuszną strategią. Nawet mimo faktu, że tym razem negatywne tendencje w polskim przemyśle okazały się wyjątkowo silne – od stycznia uśredniona dynamika produkcji spadała jeszcze przez dwa miesiące, aż wreszcie w lutym sięgnęła dramatycznego poziomu -11,4 proc.Paradoksalnie okres, w którym z gospodarki napływały fatalne dane, jak zwykle okazał się dobrym momentem do budowy portfela akcji.

Inwestorzy posługujący się przedstawioną strategią mogą się więc cieszyć niemałymi „papierowymi” zyskami, ale czy powinni dalej trzymać akcje, czy może już teraz zrealizować zarobek? Aby odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzyjmy się założeniom opisanej w lutym strategii odnośnie do momentu, w którym należy pozbyć się akcji.

[srodtytul]Kiedy sprzedać akcje?[/srodtytul]

Podobnie jak w przypadku zalecenia odnośnie do kupna walorów, i w tym względzie strategia oparta jest na prawidłowościach związanych z cyklem koniunkturalnym. Akcji należy się zgodnie z jej założeniami pozbyć dopiero w momencie, gdy pojawią się oznaki przegrzewania się koniunktury gospodarczej, tzn. uśredniona dynamika produkcji sięgnie niebezpiecznie wysokiego poziomu. Na potrzeby strategii oszacowaliśmy ten poziom na +14 proc.

Założenie to stanowi odpowiedź na pytanie o to, czy warto już zrealizować zyski z omawianej strategii. Warunek do sprzedaży akcji nie jest jeszcze spełniony – uśredniona dynamika produkcji w czerwcu była wciąż głęboko na minusie (-7,2 proc.). Do poziomu, przy którym w przeszłości dochodziło do załamania wzrostu gospodarczego, jest jeszcze bardzo daleko. Prawdopodobnie potrzeba będzie przynajmniej kilkunastu miesięcy, by uśredniona dynamika przekroczyła +10 proc.

[srodtytul]Cierpliwość popłacała[/srodtytul]

Analiza danych historycznych w długim okresie dostarcza wielu ciekawych informacji na temat dalszego prawdopodobnego rozwoju wydarzeń. Sprawdźmy choćby to, na jakie zyski inwestorzy mogli liczyć w okresie od zakończenia fazy akumulacji akcji do momentu, w którym pojawiał się sygnał do redukcji zaangażowania. Nawet w najsłabszym przypadku (między czerwcem 1999 i styczniem 2000 r.) zwyżka WIG-u wyniosła w tym okresie 15 proc.

O wiele bardziej imponujące były zyski w pozostałych dwóch przypadkach. Między styczniem 2002 r. i marcem 2004 r. WIG podskoczył o 49 proc., zaś między listopadem 2005 i sierpniem 2006 zyskał 28 proc. Takiego rzędu zysków można oczekiwać i tym razem, oczywiście pod warunkiem, że coś nie zazgrzyta w funkcjonującej dotąd bardzo dobrze strategii.

Warto zwrócić uwagę, że na razie przetrwała ona nawet tak ciężką próbę, jaką był ostatni kryzys finansowy, który przyniósł na światowych rynkach wydarzenia niewidziane od dziesięcioleci. Spojrzenie na wykres kapitału w omawianej strategii w dłuższym okresie prowadzi do wniosku, że pozwalała ona dotąd niemal uniknąć strat w czasie każdej dotychczasowej bessy.

Ceną za to były niekiedy nieco mniejsze zyski w czasie hossy w porównaniu ze zwykłą strategią „kup i trzymaj” (wyniki nie nadążały za rynkiem głównie w latach 1999, 2004–2007).

[srodtytul]Większe zyski,mniejsze ryzyko[/srodtytul]

Cena ta nie była jednak nadmiernie wysoka. Zobrazujmy to za pomocą liczb. Podczas gdy średnia roczna stopa zwrotu w zwykłej strategii „kup i trzymaj” (czyli średnia roczna zmiana WIG-u) wyniosła w okresie 1998–2008 10,5 proc., to w naszej strategii stopa ta sięgnęła 13,3 proc. Gdyby trzymać się tradycyjnej reguły mówiącej o tym, że wyższe zyski są okupione wyższym ryzykiem, to należałoby oczekiwać, że w omawianej strategii wyniki były dużo bardziej zmienne. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. W przypadku naszej strategii odchylenie standardowe rocznych stóp zwrotu (obrazujące ryzyko inwestycyjne) wyniosło 14,9 proc., podczas gdy w strategii „kup i trzymaj” sięgnęło aż 30,9 proc.

[ramka][b]Fundamenty a analiza techniczna[/b]

Wyniki omawianej strategii prowadzą do ciekawych wniosków na temat relacji między czynnikami fundamentalnymi a analizą techniczną. Wbrew temu, co twierdzą niekiedy zwolennicy każdego z tych podejść, nie są one przeciwstawne, lecz dobrze się uzupełniają. Nie potrzeba dogłębnych badań, by zauważyć, że roczna dynamika produkcji przemysłowej – podobnie jak wiele innych parametrów makroekonomicznych – porusza się niczym znany z analizy technicznej oscylator. Podobieństwo polega na tym, że po tym gdy dynamika produkcji sięgnie bardzo niskiego poziomu (w języku analizy technicznej zwanego strefą wyprzedania), z czasem zmienia kierunek i zaczyna rosnąć, aż do momentu, gdy sięgnie poziomu bardzo wysokiego (w analizie technicznej określanego jako strefa wykupienia). Później zaczyna się ruch w dół i cały cykl w ten sposób się powtarza. Doskonale to widać, jeśli na wykres uśrednionej dynamiki produkcji nałożymy wykres popularnego oscylatora stochastycznego w układzie miesięcznym. Łatwo znaleźć tu zależność. W trzech przypadkach spadek uśrednionej dynamiki produkcji poniżej zera był skorelowany z przebywaniem oscylatora w strefie wyprzedania (jedyny wyjątek zdarzył się w 2005 r., gdy oscylator był stosunkowo wysoko).[/ramka]

[link=http://www.parkiet.com/artykul/29,836717.html]Wskaźnik PMI Polski w lipcu wzrósł o 3,5 pkt do 46,5 pkt[/link]

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?