W połowie lutego – zanim jeszcze kursy akcji na warszawskiej giełdzie ochoczo ruszyły w górę – pisaliśmy, że sygnał akumulacji walorów dała strategia, która w poprzednich 10 latach pozwoliłaby wygenerować zyski trzy razy większe niż zmiana WIG-u. Od czasu opublikowania artykułu indeks podskoczył już o przeszło 60 proc. Czy tak pokaźna zwyżka oznacza, że najwyższy czas pozbyć się przynoszących zyski akcji, czy wręcz przeciwnie – może jeszcze poczekać?
[srodtytul]Im gorsze dane makro,tym lepsze okazje[/srodtytul]
Aby odpowiedzieć na to pytanie, przypomnijmy krótko założenia strategii inwestycyjnej, o której pisaliśmy ponad 5 miesięcy temu. Jej ideą jest wykorzystanie najważniejszej cechy gospodarki rynkowej, jaką jest cykl koniunkturalny. Nie jest tajemnicą, że gospodarka porusza się na przemian w trendach wzrostowych i spadkowych.
Jak wykorzystać to zjawisko w praktyce? Zaproponowaliśmy oparcie strategii na rocznej dynamice produkcji przemysłowej w Polsce, a precyzyjnie – na średniej rocznej zmianie produkcji przemysłowej w kolejnych trzech miesiącach. Innymi słowy, na podstawie oficjalnych danych GUS-u obliczyliśmy trzymiesięczną średnią kroczącą (nazwijmy ją dla uproszczenia „uśrednioną dynamiką produkcji”), która ma taką zaletę, że „wygładza” wahania dość zmiennych danych miesięcznych. Produkcja przemysłowa jest o tyle przydatnym parametrem z punktu widzenia inwestorów, że jest mocno skorelowana z cenami akcji.
[srodtytul]Historia zatacza koło[/srodtytul]