Budżetowe zaciskanie pasa dzieli Amerykę i Europę

Polityka cięć fiskalnych, modna ostatnio na Starym Kontynencie, raczej nie przerwie światowego ożywienia gospodarczego. Może jednak nieco spowolnić jego tempo

Publikacja: 31.07.2010 09:12

Budżetowe zaciskanie pasa dzieli Amerykę i Europę

Foto: Bloomberg

Tuż po spektakularnym upadku banku Lehman Brothers na całym świecie nastąpił skokowy wzrost roli państwa w gospodarce. Regulatorzy przejmowali instytucje finansowe będące symbolami Wall Street i londyńskiego City, z budżetów pompowano na rynki biliony dolarów, a rządy, za pomocą pakietów stymulacyjnych, podjęły się reanimacji gospodarek.

Niektórzy eksperci mówili wówczas nawet o końcu leseferystycznego kapitalizmu. Rzeczywiście, kapitalizm się zmienił, ale kryzys zadał również mocny cios zachodniemu modelowi polityki społecznej. Zawirowania w Grecji uświadomiły politykom, że finanse publiczne wielu państw zostały poważnie nadszarpnięte w wyniku kryzysu. Pokazały również, że nie wolno dopuścić do nadmiernego rozluźnienia dyscypliny fiskalnej.

Reakcja rządów była stosunkowo szybka – od Hiszpanii po Wielką Brytanię kolejne europejskie gabinety zaczęły przygotowywać plany poważnych cięć fiskalnych. Robią to nawet kraje takie jak Niemcy, mające budżet w stosunkowo dobrym stanie. Dmuchają na zimne, chcąc uniknąć fiskalnych komplikacji w przyszłości.

Cięcia fiskalne wzbudziły jednak niepokój części analityków, niektórych inwestorów oraz rządów uważających, że nadmierna i przedwczesna konsolidacja fiskalna uderzy w światowe ożywienie gospodarcze. Wśród ekonomistów wybuchł spór o strategię, koncentrujący się na pytaniach: kiedy i jak mocno ciąć budżet?

[srodtytul]Transatlantycka przepaść[/srodtytul]

Nikt obecnie nie kwestionuje tego, że finanse publiczne państw rozwiniętych są w nie najlepszym stanie. Według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego w 2007 r. deficyt finansów publicznych tej grupy krajów wyniósł w 2007 r. 1,1 proc. produktu krajowego brutto. W tym roku ma sięgnąć 8,4 proc. PKB. O ile jednak deficyt może spaść do 2015 r. do 4,7 proc. PKB, to dług publiczny państw rozwiniętych będzie rósł. Obecnie wynosi około 90 proc. PKB tych krajów, a w 2015 r. może sięgnąć już 110 proc. PKB.

Przywódcy państw G20 zapowiedzieli więc na czerwcowym szczycie w Toronto, że do 2013 r. obniżą deficyty budżetowe o połowę. Czy jednak obietnica ta zostanie spełniona. Na szczycie, mimo kompromisu na papierze, USA i Europejczycy nie zgadzali się w kluczowej kwestii, czyli tempa cięcia deficytów. Administracja prezydenta Baracka Obamy i Rezerwa Federalna uważają, że jest zbyt wcześnie na poważną konsolidację fiskalną.

Jeśli kraje takie jak Niemcy czy USA dokonałyby jej teraz, zmniejszyłyby popyt wewnętrzny, a przez to uderzyłyby w światowy handel i zdusiłyby ożywienie gospodarcze. Prezes Fedu Ben Bernanke stwierdził podczas ostatniego przesłuchania w Kongresie, że fiskalna stymulacja gospodarki nie powinna być jeszcze przerywana, a naprawa finansów publicznych może zostać dokonana w dłuższym terminie.

Z opinią Bernankego kontrastują słowa Jean-Claude’a Tricheta, prezesa Europejskiego Banku Centralnego. – Teraz jest czas na odbudowę fiskalnej równowagi. Erozja finansów publicznych, której doświadczamy, jest niespotykana pod względem skali i zasięgu geograficznego – napisał Trichet w „Financial Timesie”. Jego zdaniem trzeba ciąć deficyty, mimo że wzrost PKB jest jeszcze słaby. – Poprawiające się perspektywy gospodarcze sprawiają, że nadszedł czas na wygaszanie pakietów stymulacyjnych i rozpoczęcie konsolidacji fiskalnej – stwierdził szef EBC.

Europejscy decydenci kładą większy nacisk od Amerykanów na obniżenie deficytów. W dużej mierze dlatego, że poważnie zaniepokoił ich kryzys w Grecji, mocno zagrażający stabilności strefy euro. USA nie uznają problemu obniżki deficytów za aż tak pilny, gdyż mają inne doświadczenia. Inwestorzy jak dotąd zwracali bowiem małą uwagę na rosnący deficyt finansów publicznych za oceanem (mogący wynieść w 2010 r. 10 proc. PKB). Zawsze w chwilach zagrożenia kupowali amerykański dług.

[srodtytul]Akademicka debata[/srodtytul]

Spór o tempo obniżania deficytów dzieli nie tylko polityków. Kłócą się o to również szanowani i utytułowani ekonomiści. Zwolennicy szybkiej konsolidacji fiskalnej wskazują, że wysokie deficyty nie tylko powodują wzrost kosztów finansowania dla rządów, ale również uderzają w zaufanie do gospodarki i przez to stają się barierą dla wzrostu PKB. Obawiają się również, że wzrost deficytów doprowadzi do przyspieszenia inflacji. Stanowisko takie podzielają m.in. Ken Rogoff, ekonomista z Uniwersytetu Harvarda, i John B. Taylor, były doradca ekonomiczny czterech prezydentów USA.

– Problemem jest nie tylko to, że niektóre kraje mogą ciąć deficyty zbyt szybko, ale również to, że inne państwa, np. USA, mogą to robić zbyt wolno. Nadmierny deficyt wpływa przecież negatywnie na gospodarkę, choćby poprzez wzrost stóp procentowych na rynku – mówi „Parkietowi” Oscar Bernal, ekonomista z banku ING.

Zbyt szybkiego cięcia deficytów obawiają się takie akademickie sławy, jak noblista Paul Krugmann i Lawrence Summers, doradca prezydenta Obamy. Wskazują, że nieskoordynowane i przedwczesne cięcia ograniczą popyt, zwiększą bezrobocie i zahamują wzrost PKB. W konsekwencji przyczynią się więc do pogorszenia problemów rządów z finansami publicznymi. Z zaciskaniem pasa warto więc zaczekać, aż wzrost gospodarczy będzie solidniejszy.

– W latach 30. ubiegłego wieku, po Wielkim Kryzysie, dług publiczny w stosunku do PKB spadał w USA nie dlatego, że zmniejszano dług, ale dlatego, że rósł PKB. Dług zwiększył się z 22,5 mld USD w 1933 r. do 49 mld USD w 1941 r. Nominalny PKB wzrósł w tym czasie zaś z 56 mld USD do 127 mld USD. Deficyt budżetowy z 2009 r., wynoszący 9,4 proc. PKB, blednie przy deficycie z 1943 r. wynoszącym 30,8 proc. PKB – wskazuje Brad DeLong, ekonomista z Uniwersytetu Berkeley.

[srodtytul]Skutki odchudzania[/srodtytul]

Bardzo dyskusyjne jest choćby to, jak mocno budżetowe zaciskanie pasa może wpłynąć na wzrost gospodarczy. Kevin Daly i Ben Broadbent, analitycy Goldmana Sachsa, przebadali 44 przypadki dużej konsolidacji fiskalnej, do których doszło w 24 rozwiniętych gospodarkach od 1975 r. Z zebranych danych wynika, że obcięcie wydatków budżetowych o 1 pkt proc. rocznie dodawało do wzrostu PKB średnio 0,6 pkt proc. Zwiększanie podatków o 1 proc. PKB spowalniało zaś wzrost gospodarczy (lub pogłębiało recesję) średnio o 0,9 proc. PKB.

Tymczasem analitycy Danske Banku wyliczyli, że zmniejszenie wydatków budżetowych w strefie euro o 1 proc. zmniejszy PKB o 0,8 pkt proc. w pierwszym i drugim roku od cięć fiskalnych. Dotychczas przyjęte w eurolandzie cięcia budżetowe opiewają na 1,2 proc. PKB strefy. Może to obniżyć jej PKB w 2011 r. o 1 pkt proc. Ale zostanie to częściowo zrekompensowane przez deprecjację euro, która zwiększy w tym czasie PKB strefy o 0,8 pkt proc. Efekt cięć na wzrost gospodarczy w całej unii monetarnej będzie więc raczej umiarkowany. Choć w niektórych krajach, np. w Grecji i Hiszpanii, cięcia mogą poważnie ograniczać wzrost gospodarczy.

– Nigdy nie ma prostej odpowiedzi na pytanie o wpływ cięć budżetowych na gospodarki. Zawsze trzeba rozpatrywać politykę fiskalną w różnych kontekstach. Zapowiedzi cięć w Wielkiej Brytanii doprowadziły jak dotąd do spadku rentowności obligacji. Firmom i rządowi jest więc łatwiej pozyskiwać finansowanie z rynku, co rekompensuje gospodarce część cięć. Bardziej restrykcyjna polityka fiskalna w strefie euro może pozwolić EBC na utrzymywanie stóp na bardzo niskim poziomie. To przyczyni się do osłabienia euro, co będzie rekompensatą dla gospodarki – mówi „Parkietowi” James Shugg, ekonomista z Westpac Banking Corp.

– Obecnie ani Europa, ani USA nie są motorami światowego wzrostu gospodarczego. Cięcia w Unii nie doprowadzą więc raczej do zduszenia ożywienia. Ponadto trudno nazwać je szybkimi. Większość rządów państw strefy euro chce zmniejszyć deficyty poniżej 3 proc. PKB do 2014–2015 r. To średnia perspektywa. W tym czasie napędzać wzrost PKB powinien już głównie sektor prywatny. Wycofanie stymulacji fiskalnej nie powinno więc mocno zaszkodzić gospodarce – uważa Bernal.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?