Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, co może się zdarzyć za chwilę. Otóż zgodnie z prawem stanu Delaware możliwa jest następująca konstrukcja prawna. Jeżeli sąd zaakceptuje plan naprawczy zaproponowany przez CEDC, to wówczas spółka umorzy wszystkie dotychczasowe akcje. W zamian za to wyemituje zupełnie nowe akcje dla spółki Roust Trading (aktualnie posiadającej 19,5 proc. akcji CEDC), która to po takiej operacji będzie miała 100 proc. akcji CEDC. Pojawia się naturalne pytanie, co z dotychczasowymi polskimi inwestorami, którzy do 15?kwietnia handlowali akcjami CEDC na polskiej giełdzie?
Ewentualna upadłość CEDC byłaby precedensem na polskim rynku. Byłaby to pierwsza taka spółka prawa zagranicznego notowana na polskiej giełdzie, która przechodziłaby procedurę upadłościową.
Oczywiście zgodnie z polskim prawem, jeżeli spółka chciałaby jakieś akcje umorzyć, najpierw musiałaby wszystkie te akcje skupić z rynku. Mają tu wówczas zastosowanie wszystkie przepisy prawa o wezwaniach, o minimalnych cenach w wezwaniu itp. Tylko że... są to przepisy prawa polskiego, a nie amerykańskiego w szczególności w stanie Delaware.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, sąd upadłościowy stanu Delaware zaakceptuje taki plan naprawczy, co otworzy drogę do anulowania/umorzenia dotychczasowych akcji. Stanie się tak zapewne 13 maja 2013 r., na kiedy przewidziana jest kolejna rozprawa. Obecnie mówi się o 5 mln dolarów łącznej rekompensaty dla wszystkich dotychczasowych akcjonariuszy, będących akcjonariuszami w dniu 5 kwietnia br., co oczywiście jest kwotą śmiesznie małą. I co wówczas? Dotychczasowi akcjonariusze zostaną z niczym, będą mogli nieco głośniej pokrzyczeć, że przecież przed umorzeniem akcji spółka powinna je najpierw skupić z rynku itd. Tak, oczywiście, tylko co z tego. Pytanie, kto tam w Stanach Zjednoczonych będzie się tym krzykiem polskich inwestorów przejmował.
Przyglądając się tej sytuacji przypomina mi się scena z filmu „Miś", kiedy to główny bohater Ryszard Ochódzki domagał się w szatni wydania swojego płaszcza. Ten płaszcz mu się prawnie należał, bo miał na niego numerek. A płaszcza nie było i koniec. Po krótkiej i humorystycznej wymianie zdań, kierownik szatni, ostatecznie na odczepnego odparł „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?" Obawiam się, że w podobnej sytuacji mogą za chwilę się znaleźć polscy akcjonariusze CEDC.