Obawy nie zdołały na dobre przechylić na swą stronę szali zwycięstwa

Na razie korekta spadkowa na warszawskim parkiecie nie zdołała wywołać poważnego spustoszenia w portfelach inwestorów. Optymiści mogą liczyć na to, że – jak już nieraz bywało – w trakcie hossy indeksy prędzej czy później bez trudności ustanowią nowe rekordy trendu wzrostowego. Z drugiej strony obawy budzą niebezpiecznie wysoki poziom optymizmu na amerykańskim rynku akcji, a także pierwsze sygnały zadyszki w gospodarce

Aktualizacja: 27.02.2017 04:55 Publikacja: 15.01.2011 01:25

Obawy nie zdołały na dobre przechylić na swą stronę szali zwycięstwa

Foto: Archiwum

[[email protected]][email protected][/mail]

[srodtytul]ARGUMENTY ZA KONTYNUACJĄ TRENDU WZROSTOWEGO[/srodtytul]

Jeśli spojrzymy na wykres WIG z ostatnich kilku tygodni, to dojdziemy do wniosku, że doszło na nim do dramatycznych wydarzeń. Gwałtowne wybicie w dół na początku stycznia z trwającej przez większość grudnia konsolidacji zachwiało sytuacją techniczną. Jeśli jednak spojrzymy na ten sam wykres, ale obejmujący nie kilka tygodni, lecz wiele miesięcy, to okaże się, że ów dramatyzm praktycznie znika. W skali całej hossy rozpoczętej w lutym 2009 r. ostatnia przecena jest trudnym do zauważenia epizodem, jakich do tej pory było wiele. Styczniowe tąpnięcie o 3,3 proc. ze statystycznego punktu widzenia jest wydarzeniem niemającym żadnego znaczenia dla hossy. W dotychczasowej historii obecnej długoterminowej zwyżki pojawiło się już 8 korekt spadkowych o zasięgu 2–4 proc. (czyli porównywalnych do tej ostatniej), po których WIG bez problemu odrabiał straty i sięgał nowych szczytów.

Zwolennicy założenia mówiącego, że i tym razem prędzej czy później zobaczymy nowe maksima, mogą argumentować, że skoro do tej pory trend wzrostowy wydobywał się z poważnych opresji (nie zatrzymała go nawet eskalacja kryzysu finansowego na obrzeżach strefy euro), to dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Na myśl przychodzi tu znana giełdowa reguła mówiąca, że do zakończenia i odwrócenia?trendu potrzeba czynników o wiele silniejszych niż te, które sprzyjają jego kontynuacji.

Optymiści mają też w zanadrzu argument płynący z analizy technicznej. Ostatnia korekta nie jest istotna dla długoterminowego trendu także z tego powodu, że nie doprowadziła do przebicia istotnego w takiej perspektywie czasowej poziomu wsparcia. Obecnie za taką barierę uznać można dołek z końca listopada ub.r. (45 284 pkt) wyznaczający koniec poprzedniej korekty spadkowej, która sprowadziła WIG o 5,1 proc. w dół. Poziom ten pokrywa się na dodatek z lokalnymi minimami mniejszych korekt spadkowych z października ub.r., co zwiększa jego znaczenie. Ewentualne sforsowanie owego wsparcia sprowadziłoby WIG do poziomu najniższego od połowy września (czyli od 4 miesięcy z obecnego punktu widzenia), a to już byłoby niepokojące dla losów hossy. Na razie jednak trudno zakładać, by właśnie taki pesymistyczny scenariusz rozwoju wydarzeń miał największe szanse na realizację, skoro na dłuższą metę mamy nadal trend wzrostowy.

Optymiści mogą również wskazywać, że na giełdach zachodnich na ogół sytuacja techniczna jest jeszcze lepsza. Wystarczy spojrzeć na wykres niemieckiego indeksu DAX, który dla polskich inwestorów jest szczególnie ważny ze względu na silne powiązania handlowe naszego kraju z zachodnim sąsiadem. Tutaj korekta spadkowa została bardzo szybko zniwelowana i DAX znalazł się na nowo na wysokości rekordów hossy. Jeśli sięgniemy jeszcze dalej – za ocean – to okazuje się, że tam korekty właściwie nie było (a więc trudno mówić o zagrożeniu przebiciem wsparcia), a S&P 500 jak po sznurku rośnie od początku grudnia.

[srodtytul]ARGUMENTY ZA POWAŻNIEJSZYM SCHŁODZENIEM KONIUNKTURY[/srodtytul]

Fakt, że skala ostatniej korekty na GPW jest niewielka to nie powód do zadowolenia, lecz raczej do oczekiwania na o wiele głębszą przecenę – tak obecną sytuację zinterpretować mogliby pesymiści obserwujący np. wskaźniki nastrojów („sentymentu”) w USA. O wskaźnikach tych pisaliśmy już w ostatnich tygodniach, ale temat pozostaje aktualny, a wręcz staje się coraz bardziej na czasie. Choćby dlatego, że główny wskaźnik nastrojów amerykańskich analityków giełdowych (Bull/Bear Ratio) obliczany przez firmę Investors Intelligence ustanowił właśnie nowy szczyt fali wzrostowej zapoczątkowanej na jesieni ub.r. – 3,0 pkt (wśród analityków jest trzy razy więcej byków niż niedźwiedzi). Oznacza to, że poziom optymizmu wielkimi krokami zbliża się do poprzednich maksimów – z kwietnia 2010 r. (3,06 pkt) oraz stycznia 2010 r. (3,36 pkt). Nie potrzeba dogłębnych analiz, by stwierdzić, że w momencie zanotowania tak znacznego optymizmu potencjał wzrostowy na rynkach akcji wyczerpał się w średnim terminie i wkrótce doszło do największych jak dotąd korekt spadkowych w ramach obecnej hossy (względem kwietniowego szczytu WIG stracił 11,3 proc., a na przełomie stycznia i lutego runął o 10,3 proc.).

Na tej podstawie pesymiści (lub kontrarianie – jak kto woli) mogą łatwo dojść do wniosku, że ostatnie zawirowania na giełdzie to dopiero przedsmak tego, co rynki czekać może w dalszej części I kwartału. Nawet ewentualne ustanowienie nowych rekordów hossy nie zmieni tej negatywnej oceny, a jedynie zwiększy oczekiwany potencjał spadkowy (im większy będzie optymizm, tym później większe będzie pole do jego zniwelowania). W minionym roku pretekstem do pęknięcia owej „bańki” wygórowanych oczekiwań były za każdym razem problemy strefy euro. Czy ten sam temat nie mógłby być impulsem także i tym razem?

Na tym obawy się nie kończą. W obliczu niektórych ostatnich danych makro nie jest już takie jasne, czy trendowi wzrostowemu tak jak do tej pory sprzyjać będzie sytuacja gospodarcza. Na początku miesiąca pisaliśmy, że wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu został wywindowany już tak wysoko, że z historycznego punktu widzenia jest mało prawdopodobne, by mógł pójść jeszcze zdecydowanie wyżej. W minionym tygodniu doszedł do tego najnowszy odczyt indeksu wskaźników wyprzedzających koniunktury (CLI – Composite Leading Indicators) obliczanego przez OECD. W jednej z wersji obliczeniowych („amplitude adjusted”) indeks dla Polski spada już od dwóch miesięcy. To poważny negatywny sygnał, biorąc pod uwagę, że CLI niemal idealnie wskazał moment zakończenia hossy w 2007 r. oraz koniec bessy w 2009 r. To mogłoby sugerować, że tąpnięcie oczekiwane na podstawie wygórowanego optymizmu na rynkach ma więcej niż tylko średnioterminowe znaczenie. W tym przypadku sprawa jest jednak o tyle niejasna, że w największych światowych gospodarkach CLI na razie spadać wcale nie chce – o ile w Niemczech tkwi na wysokim poziomie, to np. w USA i Chinach rośnie.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?