Konstruowanie portfela, który w perspektywie kilku miesięcy czy kwartałów powinien zapewnić ponadprzeciętne zyski, to skrajnie trudne zadanie. Należy brać pod uwagę wiele czynników dotyczących nie tylko pojedynczych aktywów, ale również patrzeć na rynki finansowe znacznie szerzej. Przede wszystkim warto śledzić wszelkiego rodzaju dane makroekonomiczne, które pokazują kondycję gospodarek światowych. Warto również brać po uwagę tzw. wskaźniki wyprzedzające, które potrafią dość skutecznie przewidzieć, kiedy koniunktura zaczyna się „odwracać”. Umiejętność przewidzenia tego momentu znacznie pomaga w zarabianiu pieniędzy. Inwestycje w nawet najlepsze spółki z ciekawymi perspektywami na nic się nie zdadzą, jeśli dokonamy ich na szczycie hossy. Nawet jeśli nasza firma będzie odporna na kryzys, to jej wycena i tak może maleć w ślad za spadającymi indeksami giełdowymi.
[srodtytul]Koniunktura sprzyja[/srodtytul]
Panująca od dwóch lat na światowych giełdach, w tym warszawskiej, hossa, przerywana jedynie niewielkimi korektami, znacznie rozbudziła apetyty inwestorów na zarabianie pieniędzy. Sprawiła również, że przybyło sceptyków twierdzących, że to już koniec zwyżek i wkrótce można się spodziewać zmiany trendu na spadkowy.
Większość analityków uważa jednak, że wieszczenie końca hossy jest zdecydowanie przedwczesne. Po pierwsze, z analizy zachowania rynków kapitałowych i trendów w gospodarce wynika, że hossa może trwać przeciętnie 5–7 lat. Po drugie, obecne zwyżki nie mają podłoża spekulacyjnego, ale mają potwierdzenie w kondycji światowych gospodarek, które w szybkim tempie, oczywiście poza małymi wyjątkami, podnoszą się z kolan po załamaniu w latach 2007–2008. Potwierdzeniem, że koniunktura gospodarcza poprawia się, są rosnące zyski przedsiębiorstw.
Wyniki sporej części amerykańskich korporacji, m.in. Apple, Intela czy General Electric, które opublikowały już raporty finansowe za I kwartał, okazały się lepsze od oczekiwanych. Firmy zwiększają sprzedaż, a cięcia kosztów poczynione w poprzednich kwartałach procentują solidnymi zyskami. Oczywiście sceptycy zawsze mogą wskazywać, że zwyżki za oceanem są napędzane pieniędzmi, które pompuje w amerykańską gospodarkę tamtejszy bank centralny, ale co powiedzą o doskonałej kondycji gospodarki niemieckiej, która jest największą w Europie? W tym przypadku trudno jest mówić o sztucznym stymulowaniu koniunktury. Po prostu, klienci stają się zamożniejsi i chętnie kupują produkty wytwarzane przez niemieckie przedsiębiorstwa, które żeby sprostać popytowi, muszą zatrudniać nowych pracowników (to dobra wiadomość dla Polaków, którzy od maja wkroczą na tamtejszy rynek).