W poprzednich tygodniach pisałem o różnych kontrariańskich warunkach, które w przeszłości musiały zostać spełnione, by bessy na warszawskim parkiecie dobiegły końca. Zwracałem choćby uwagę, że polski przemysł musi wejść w recesję (rozumianą jako spadek rocznej dynamiki produkcji poniżej zera, a wskaźnika PMI poniżej 50 pkt) i konieczny jest spadek rocznej dynamiki WIG przynajmniej do minus 35 proc. W poszukiwaniu innych wskazówek co do punktu, w którym znajdują się ceny akcji na GPW, można natknąć się na stopy procentowe. Nie tylko w teorii, ale także w praktyce, był to w przeszłości jeden z czynników o największej sile oddziaływania na rynek akcji, przy czym oddziaływanie to było opóźnione w czasie.
Po pierwsze, proste zestawienie wykresów WIG i głównej stopy procentowej NBP pozwala zauważyć, że żaden z poprzednich dotkliwych?trendów spadkowych na GPW nie skończył się, zanim nie doszło do wyraźnego spadku stóp procentowych. Przykładowo twarde dno poprzedniej bessy zostało ustanowione dopiero wówczas, kiedy Rada Polityki Pieniężnej obcięła koszty pieniądza do poziomu najniższego od 23 miesięcy. Identyczna była sytuacja, kiedy zatrzymała się bessa w 2001 r. Podobnie było z krachem w 1998 r.
Koszty pieniądza wiele tłumaczą
Już na podstawie tej prostej obserwacji można przyjąć, że spadków cen akcji nie uda się na dobre powstrzymać bez złagodzenia polityki pieniężnej. Warto jednak sięgnąć z analizą nieco głębiej. Jeszcze w czerwcu pisałem, że w przeszłości dało się zauważyć w miarę silną zależność między roczną dynamiką WIG a odwróconą do góry nogami roczną dynamiką stóp procentowych (procentowa zmiana stóp pomnożona przez –1). Metodą prób i błędów można oszacować, że zależność ta była najsilniejsza przy odpowiednim przesunięciu w czasie, np. o dziewięć miesięcy (to czas potrzebny do tego, by zmiany kosztów pieniądza wpłynęły na gospodarkę i kondycję spółek). Innymi słowy, w danym momencie stopy procentowe podpowiadają, jaka może być dynamika WIG za dziewięć miesięcy.
Taki model trafnie przestrzegał przed rynkową apokalipsą pod koniec 2008 r. Już w marcu 2008 r. można było prognozować, że dynamika WIG runie do -44 proc., co było w miarę udaną prognozą, zważywszy że w najgorszym momencie wynosiła -55 proc. (jak widać, ówczesne tąpnięcie miało znacznie bardziej złożone źródła niż tylko kryzys finansowy w USA). Model trafnie zapowiadał też poprawę koniunktury w pierwszej połowie 2009 r., a już w połowie 2010 r. zaczął przestrzegać przed pogarszaniem się warunków do inwestowania, którego punktem kulminacyjnym był tegoroczny sierpniowy krach.
Trafność tego modelu każe sprawdzić jego aktualne odczyty. Niestety pod tym względem trudno o pomyślne wieści dla inwestorów. Chociaż RPP przestała w lecie podwyższać stopy, to biorąc pod uwagę opóźniony w czasie wpływ polityki pieniężnej na gospodarkę i giełdę, skutki dotychczasowych podwyżek inwestorzy odczuwają do tej pory i co gorsza odczuwać będą jeszcze przez pewien czas. Model prognozuje, że roczna dynamika WIG sięgnie dna w okolicach marca 2012 r. na poziomie -29 proc. (co ciekawe, to wartość bardzo zbliżona do wspomnianych na początku -35 proc.). Przekładałoby się to na poziom WIG gdzieś w okolicy 34 tys. pkt. To z kolei oznaczałoby jeszcze jedną falę bessy i zdecydowane pogłębienie wrześniowych dołków (36,5 tys. pkt).