To imponujące wyniki, biorąc pod uwagę środowisko, w jakim działali inwestorzy. W pierwszej połowie roku bowiem polska gospodarka znajdowała się w fazie silnego wzrostu gospodarczego (z roczną dynamiką PKB na poziomie 4,40 proc.) połączonego z rosnącą inflacją. To zwykle faza sprzyjająca zwyżkom cen na rynkach surowców. W drugiej połowie roku z kolei do głosu coraz silniej zaczęły dochodzić pesymizm i awersja do ryzyka związane z globalnym kryzysem zadłużenia.
Pozycje większe o 30 mld zł
Nie zważając ani na pierwsze, ani na drugie okoliczności, inwestorzy, w szczególności zagraniczni, chętnie kupowali polski dług i, jak podaje Ministerstwo Finansów, od stycznia powiększyli swoje pozycje w polskich obligacjach o 30 mld złotych, tj. o prawie 25 proc. Polska, na tle zlewarowanych i charakteryzujących się niskim wzrostem gospodarek dojrzałych, stała się dla nich bezpieczną przystanią. Solidny wzrost gospodarczy, oscylująca wokół „zaledwie" 50 proc. relacja długu do PKB oraz stabilna sytuacja polityczna miały w tym kontekście kluczowe znaczenie.
Wzrost cen polskiego długu miał niewiele wspólnego z oczekiwaniami inflacyjnymi czy perspektywą spowolnienia gospodarczego. Warto przypomnieć, że z teoretycznego punktu widzenia obligacje są klasą aktywów najsilniej preferowaną przez inwestorów w tej fazie cyklu koniunkturalnego, dla której charakterystyczne są zbliżający się spadek inflacji po fazie jej wzrostu z jednej strony i perspektywa spowolnienia gospodarczego z drugiej. Wówczas to właśnie (w związku z wysoką inflacją) rentowność obligacji jest najwyższa i wtedy też ma największy potencjał do spadku przekładający się na wzrost ich ceny. Ten potencjał rodzi perspektywa rychłego spadku inflacji i rozpoczęcia cyklu obniżek stóp procentowych w walce o wzrost gospodarczy. Trudno postawić tezę, że z taką perspektywą mieliśmy do czynienia w pierwszej połowie roku – wtedy ciągle mówiło się o podwyżkach stóp w reakcji na rosnącą inflację, ani w drugiej, kiedy perspektywa spowolnienia gospodarczego stała się realna, ale spadająca inflacja już niekoniecznie.
Potencjalne scenariusze
Aby rzetelnie opisać potencjalne scenariusze rozwoju sytuacji na rynku polskiego długu w najbliższych kwartałach, warto zdiagnozować fazę cyklu koniunkturalnego, w którą wkrótce może wkroczyć polska gospodarka. Wydaje się, że analizę potrzebną do postawienia trafnej diagnozy warto oprzeć na dwóch podstawowych parametrach – po pierwsze na perspektywie wzrostu gospodarczego, po drugie, na rokowaniach inflacyjnych właśnie.
Parametr pierwszy – perspektywy wzrostu. Już drugi miesiąc z rzędu inwestorzy zmagają się z interpretacją napływających z polskiej gospodarki danych makroekonomicznych. Roczna dynamika produkcji przemysłowej zanotowana w sierpniu i wrześniu (odpowiednio 8,1 proc. i 7,7 proc.) ciągle rysuje pozytywny obraz perspektyw wzrostu gospodarczego i ciągle stoi w opozycji do coraz bardziej pesymistycznego obrazu rysowanego przez wskaźniki wyprzedzające. Te ostatnie poruszają się niezmiennie w trendzie spadkowym i sugerują, że w 2012 roku gospodarka polska wejdzie co najmniej w fazę spowolnienia gospodarczego. Strefa euro zmaga się od ponad roku z problemem zadłużenia, który najsilniej dotyka Grecji, ale kolejne decyzje o obniżeniu oceny wiarygodności kredytowej potwierdzają, że dotyczy on także gospodarki portugalskiej, hiszpańskiej czy nawet włoskiej.