Ostatni gwałtowny powrót złych nastrojów na rynki akcji, zarówno w Polsce, jak i w USA, skłania mnie do przywołania analizy z końca października. Nie tylko by pokazać, że ówczesne wnioski okazały się słuszne, ale też aby w tym kontekście poszukać odpowiedzi na pytania dotyczące dalszych losów cen akcji.
Otóż w końcu października, czyli miesiącu, który na Wall Street był najlepszy od lat, zastanawiałem się, co może oznaczać, że podczas gdy amerykański S&P 500 powrócił wtedy do poziomów sprzed sierpniowej paniki (a technologiczny Nasdaq 100 nawet zbliżył się do szczytu hossy), to kursy akcji małych spółek na warszawskiej giełdzie z wielkim trudem odbijały się dopiero od dołków. Przekonywałem wtedy, że słaba reakcja na naszym rodzimym szerokim rynku akcji na hurraoptymizm za oceanem nie wróży niczego dobrego. Choćby dlatego, że w przeszłości trwałe hossy na GPW zaczynały się w warunkach wyskoku siły relatywnej gromadzącego głównie małe spółki sWIG80 względem S&P 500 do przynajmniej kilkumiesięcznych maksimów. A w końcu października rzeczywistość była taka, że zamiast sięgać maksimów, siła relatywna była bliska ustanowienia kilkuletniego dołka.
Histeryczne wahania w USA
„Wiara w to, że analiza wykresów amerykańskich indeksów ma większą moc prognostyczną niż naszych rodzimych wskaźników, niekoniecznie jest poparta dowodami" – te słowa z końca października warto powtórzyć jeszcze raz, bo ostatnie wydarzenia znów idealnie do nich pasują. Październikowy wyskok S&P 500 i przełamanie poziomu oporu na wysokości szczytów z sierpnia–września okazały się błędnym sygnałem. W mijającym tygodniu indeks w tempie przypominającym sierpniową panikę cofnął się głęboko poniżej zdobytego wcześniej oporu, kierując się dla odmiany ku dołkom trendu spadkowego. Wspomniany Nasdaq 100, który kusił inwestorów perspektywą ataku na szczyty hossy, znów gwałtownie odbił się od tego oporu – trzeci raz w tym roku! Na marginesie warto przypomnieć, że poprzednio atak na opór odbywał się?praktycznie w przededniu sierpniowego krachu.
Wobec tego kolejny już raz w historii niewzruszenie inwestorów na GPW histerycznymi zmianami nastrojów na Wall Street okazało się słuszne, skoro np. sWIG80 nie wytworzył podobnego błędnego sygnału. Nasz rodzimy indeks nawet nie próbował atakować lokalnych szczytów z końca sierpnia, których sforsowanie przyszło S&P 500 tak łatwo. Zdecydowanie za łatwo.
Czy skoro teraz, kiedy już polscy inwestorzy „pokazali" Amerykanom, kto ma rację, przywracając niejako równowagę między oboma rynkami, można wreszcie wróżyć poprawę nastrojów na giełdach? Niestety trudno przyjąć takie optymistyczne założenie, patrząc na to, co się właśnie dzieje na wykresie cieszącego się po ostatnich wydarzeniach sporą renomą prognostyczną indeksu sWIG80. Wskaźnik, który w pewnym przybliżeniu obrazuje kondycję całego szerokiego rynku, w piątek zaatakował kluczowy poziom wsparcia, jakim jest wrześniowy dołek bessy (8483 pkt). Jeśli w najbliższych dniach wsparcie to na dobre pęknie, trzeba będzie obwieścić kolejną fazę trendu spadkowego.