Forex to rynek kojarzący się z dużymi pieniędzmi, sporymi zyskami lub stratami i inwestorami przykutymi do ekranów monitorów. Brokerzy foreksowi dodatkowo podkręcają atmosferę rywalizacji o jak najlepszy wynik, organizując konkursy wśród klientów ze sporymi nagrodami. Branża próbuje wzbudzić skojarzenia rynku walutowego np. z wyścigami Formuły 1, gdzie w szranki stają najlepsi z najlepszych. Firmy chwalą się także, że oferują dostęp do instrumentów praktycznie z całego świata. Korzystający z platform czekać mogą w nocy na rozpoczęcie notowań na rynkach azjatyckich albo do późnego wieczora na zamknięcie rynków w USA.
Pokusa szybkich zysków sprawia, że coraz więcej osób się zastanawia, czy nie dołączyć do elitarnego grona graczy. A w związku z tym – czy forex to przygoda dla każdego.
Wszyscy tracą?
Każdy inwestor prędzej czy później spotyka się z opinią, że większość inwestycji na rynku forex kończy się stratą. Bardziej precyzyjni analitycy skłonni są?twierdzić, że pieniądze traci 90–95 proc. klientów.
Jakiekolwiek szacunki obarczone są jednak gigantycznym błędem. Po pierwsze – żaden broker nie podaje wyników inwestycyjnych swoich klientów. Po drugie – trudno w ogóle o definicję straty. Niektórzy za taką uważają dopiero utratę wszystkich wpłaconych środków (depozyt) i przymusowe zamknięcie pozycji. W innym przypadku los zawsze może się bowiem odwrócić – i klient ze swoją pozycją znowu wyjdzie na plus. Często jednak przekonani o swojej racji dopłacają do depozytu i tym samym jeszcze pogłębiają początkowe straty.
Dźwignia – zła czy dobra?
Pokusa, o której była mowa, jest wysoka dzięki mechanizmowi dźwigni finansowej (lewaru) wpisanej w mechanizm kontraktów foreksowych. Jest ona dużo wyższa niż w przypadku np. kontraktów terminowych na GPW.