W minionym miesiącu mieliśmy do czynienia z odwróceniem sytuacji z października. Wtedy po szybkim i znaczącym wzroście rynków akcji wiele światowych giełd zdołało zniwelować większość sierpniowych spadków. Gdy wydawało się już, że amerykańskie indeksy będą w stanie na stałe wybić się ponad 200-sesyjne średnie i zaatakują tegoroczne szczyty, spekulacje na temat greckiego referendum stały się świetnym pretekstem do ugaszenia euforii na giełdach. W analogiczny sposób w ostatnich dniach listopada, po trzech tygodniach spadków, które zaczęły się rozkręcać w drugiej połowie miesiąca, nastąpiła gwałtowna i nieoczekiwana poprawa sytuacji. Zwyżki, które miały miejsce zaledwie podczas dwóch sesji, zdołały w dużej mierze zatrzeć złe wrażenie po wcześniejszej fali przeceny.
Pretekstem do zakupów stała się przeprowadzona w ostatnim dniu miesiąca skoordynowana akcja najważniejszych banków centralnych. Co ważniejsze, nastąpiła ona w dzień po ogłoszeniu przez agencję S&P decyzji o obniżeniu ratingu dla wielu światowych banków. Moim zdaniem głównym przesłaniem, jakie stoi za akcją banków centralnych gwarantującą płynność w sektorze, jest to, że nie będzie kolejnego „Lehman Brothers" w czasie tej odsłony kryzysu.
Brak rozstrzygnięć
Jednak nie tylko administracyjne decyzje stały za dynamiczną poprawą nastrojów w końcówce listopada. Również twarde dane z amerykańskiej gospodarki pomogły rynkowym bykom. Po pierwsze, zaskakująco wysoka sprzedaż detaliczna zanotowana w USA podczas długiego weekendu po Święcie Dziękczynienia była potwierdzeniem poprawy nastrojów wśród amerykańskich konsumentów. Najwyraźniej październikowe zwyżki na rynkach akcji przywróciły nadzieję Amerykanom wystraszonym nadciągającym kryzysem.
Z drugiej strony, niejako na potwierdzenie dobrego nastroju amerykańskich konsumentów, dane dotyczące zatrudnienia w USA okazały się lepsze od prognoz. Zarówno poziom planowanych zwolnień w firmach, jak i przyrost zatrudnienia w sektorze pozarolniczym nie wskazują na rosnące zagrożenie nadchodzącą recesją w Ameryce (wykres nr 1).
Bez względu na oficjalne powody gwałtownego odreagowania rynków akcji po listopadowej przecenie, w dalszym ciągu nie ma jednoznacznych sygnałów przemawiających ani za scenariuszem światowej bessy, ani za krachem, którego jestem zwolennikiem. Dopóki indeksy nie przebiją się przez swoje dołki z początków października lub nie wyjdą ponad 200-sesyjne średnie, trudno jest wskazać zwycięzcę w tym pojedynku. Biorąc pod uwagę zachowanie się rynków akcji w ostatnich miesiącach, wydaje mi się, że dopiero I kwartał przyszłego roku umożliwi nam bardziej precyzyjne określenie najbardziej prawdopodobnej wersji wydarzeń.